"Wszystko wyglądało normalnie, gdy nagle pracownicy zaczęli wpychać wszystkich do restauracji" - powiedział świadek zdarzenia James Facey, który tego feralnego dnia, wybrał się z rodziną do zoo. "Stałem w środku z moją rodziną, gdy nagle jeden z dozorców powiedział nam, że duża grupa szympansów uciekła ze swojej klatki. Powiedziano nam, że powinniśmy zostać w budynku, dopóki sytuacja nie zostanie opanowana. Po jakimś czasie zostaliśmy ewakuowani na zewnątrz" - dodał.
Rachel Ashton, rzeczniczka zoo, przyznała, że nikt nie był zagrożony, a ewakuacja była tylko środkiem ostrożności. "Szympansy uciekły ze swojej klatki i znalazły się w pomieszczeniu dozorców, które znajdowało się na tyłach małpiego domku" - powiedziała. "Chodziło nam o to, żeby trafiły tam, skąd uciekły i tylko dlatego ewakuowaliśmy wszystkich. Nie baliśmy się, że szympansy wpadną w szał i będą biegać po całym terenie, ponieważ nigdy dotąd się to nie zdarzyło" - dodała.
Jak widać, szympansy jako najbliżsi krewni ludzi, chciały się po prostu wyszaleć. Zachowanie pracowników zoo było jednak uzasadnione. Istniało przecież ryzyko, że te zwierzęta, tak samo jak niektórzy ludzie, również dostaną małpiego rozumu.