Sytuacja, która miała miejsce w Opolu, bardzo źle wpłynęła na i tak niezbyt dobry wizerunek małżeństwa Józefowiczów. Nataszę krytykowano za to, że dała się zmanipulować mężowi - nikt nie wierzył, że zdominowana i bezwolna gwiazdka sama chciała zaśpiewać piosenkę, która była wierną kopią zagranicznego hitu.
Józefowicz na łamach "Vivy" wyjaśnia, że nie miał nic wspólnego z wyborem utworu na Premiery i że Natasza po prostu nie przeczytała regulaminu, zatem to ona jest winna:
”Mamy przyjaciela, który z Serbii przywiózł nam trzy piosenki do posłuchania. Jedna z nich szalenie się Nataszy spodobała. Polski autor napisał więc do niej słowa i zamierzaliśmy wykonywać ją zgodnie z oryginalną linią melodyczną. Oczywiście wszystko odbyło się absolutnie zgodnie z prawem, w porozumieniu z autorem muzyki i tak dalej. Zresztą, jak wiadomo, tak powstało wiele przebojów, na przykład płyty Kayah i Gorana Bregovica, przebój Eweliny Flinty i Łukasza Zagrobelnego.
Nataszy ta nowa wersja piosenki się tak spodobała, że postanowiła zgłosić ją na opolski festiwal. Przeczytała regulamin, który mówił o tym, że nie można w Opolu śpiewać coverów. ZAiKS natomiast, czyli organizacja zajmująca się ochroną praw autorskich w Polsce, poinformował nas, że jeżeli powstaje oryginalny tekst do melodii już istniejącej, to utwór nie jest już coverem. Problem jednak w tym, że Natasza nieuważnie przeczytała warunki konkursowe. Okazało się bowiem niestety, że nie tylko nie można wykonywać coverów, ale także słowa i muzyka zgłoszonego utworu muszą być oryginalne. Dlatego piosenka została odrzucona. To jest tylko i wyłącznie niedopatrzenie Nataszy. Wyszło jak wyszło. Trudno”.
W wywiadzie Józefowicz podkreśla także, że Natasza nie ma u niego forów - jeżeli nie radzi sobie z jakąś rolą, po prostu ją traci. Dodał, że o rolę w filmowej wersji musicalu "Metro" Urbańska będzie musiała walczyć na castingu tak samo, jak inne aktorki.