>>> Rząd marnuje pieniądze na Kylie Minogue

Z takiej okazji jak XX-lecie odzyskania wolności przez Polskę powinniśmy pokusić się o zorganizowanie jej obchodów na jak najwyższym artystycznie poziomie. Mamy chociażby takie wzory jak prezydent Havel, który już 20 lat temu zaprosił The Rolling Stones na występ w Czechach. Tak wielkie uroczystości jak koncert, który odbędzie się 4 czerwca, powinno się zaplanować dużo wcześniej. Wiadomo, że nie jest łatwo zaprosić do siebie gwiazdy wielkiego formatu. Trzeba to robić na wiele miesięcy przed planowaną datą występu.

Reklama

Kylie Minogue, która została zaproszona, by uświetnić swoim występem koncert w stoczni, jest godna występu w Sopocie, a nie w Gdańsku, i to z takiej okazji. To artystka, która w żaden sposób nie kojarzy mi się z czymś, co chciałbym przedstawić gościom z zagranicy podczas obchodów. Z resztą, z całym szacunkiem dla pozostałych artystów, którzy wystąpią 4 czerwca, cały ten koncert nie będzie się różnił zupełnie niczym od zwykłych imprez rocznicowych. Zamiast tego pokusiłbym się o połączenie muzyki Leszka Możdżera z występem zespołu Lao Che albo nawet Krzysztofa Pendereckiego.

Jeśli chodzi o największe gwiazdy światowego formatu, to przy ich wyborze szukałbym dalej, głębiej, wśród pokolenia, które o tę niepodległość najbardziej walczyło. Byłby to Joe Cocker, Carlos Santana czy też muzycy związani z 40. rocznicą Amerykańskiego Woodstocku. Muzyka przez nich grana była bowiem często motorem do przetrwania trudnych czasów dla wielu ludzi. The Rolling Stones występowało na tych samych deskach, na których po chwili wygłaszał swoje przemówienia Władysław Gomułka. Poszczególni członkowie zespołu Pink Floyd, Jean-Michel Jarre czy U2 występowali już w naszym kraju i były to koncerty związane często z "Solidarnością". Ich obecność w Polsce niosła ze sobą także osobisty charakter. Jean-Michel Jarre wiedział, dokąd jedzie i przed kim będzie występować. Być może wystąpienie którejś z tych gwiazd lepiej oddawałoby historyczny charakter całej imprezy.

Reklama

O ile rodzice 20-latków z pewnością zanucą sobie "Wind of change" zespołu Scorpions i przypomną sobie, co działo się pod koniec lat 80. i na początku 90, o tyle Kylie Minogue jest typową artystką pop. Jej pojawienie się w Gdańsku nie jest dobrze przemyślaną przez organizatorów sprawą, a 11 mln zł wynagrodzenia dla niej, jeżeli to oczywiście nie pogłoski, to po prostu skandal! Za tą sumę możemy 3 razy zrobić rocznicowe obchody Woodstock, do których chcą nas wciągnąć w tym roku Amerykanie i na które chcemy zaprosić gwiazdy tego formatu co Joe Cocker, i jeszcze zbudować wszystkim dach nad głową - a przyjeżdża naprawdę dużo ludzi.

Jeżeli to byłby czyjś prywatny koncert, to rzeczywiście możemy płacić za niego, ile dusza zapragnie, dodać do tych 11 mln jeszcze jedno zero i licytować się o najwyższe honorarium. Takie fanaberie są bowiem znane w branży muzycznej. Słyszy się o szejkach, którzy płacą miliony za występy artystów na swoich urodzinach. Ale to nie jest weselna muzyka szejka ani urodziny szacha perskiego, tylko rocznicowy koncert w Polsce.

Do samej artystki nic nie mam, ale jeżeli jej honorarium jest naprawdę tak wysokie, to można powiedzieć, że wsiadła ona na złotego konia wysadzanego brylantami i pewnie sobie teraz myśli, że Polska to najbardziej szalony kraj. Nikt w świecie takich pieniędzy nie płaci. Mam nadzieje, że te horrendalne sumy, jakie mają być przeznaczone na koncert 4 czerwca, to jakaś plotka, która pojawiła się tylko po to, aby wzbudzić rozgłos wokół całej imprezy. Jeżeli natomiast nie jest to plotka, to jest to wielki skandal i wszystko w tym koncercie nie trzyma się kupy.