Wydaje się, że jest pustą, głupią panienką, którą interesują tylko zakupy i zakrapiane imprezy. No i może jeszcze kolejni chłopcy.

Jednak Paris Hilton to także niezła bizneswomen. Projektuje torebki, akcesoria, ma własne kosmetyki i prowadzi programy w telewizji. Ma całkiem dochodową firmę opatrzoną własnym nazwiskiem. Na dodatek płaci się jej za to słynne imprezowanie. Każdy, kto chce, żeby pojawiła się na jego imprezie, musi zapłacić jej minimum 20 tysięcy dolarów oraz zorganizować darmowy wieczór dla niej i jej przyjaciół. Nawet jeśli oznacza to wynajęcie samolotu i hotelu na drugim końcu świata.

Reklama

Aż trudno uwierzyć, że osoba, której pieniądze zamiast rozchodzić się błyskawicznie, szybciej się mnożą, nie prowadzi notatnika, żeby pamiętać co, gdzie, kiedy i z kim.

Paris jednak rozbrajająco oznajmia, że woli po prostu się "zguglować", kiedy pamięć zaczyna jej szwankować. W sieci opisany jest każdy jej ruch z ostatnich godzin i dni, więc po co zawracać sobie głowę niepotrzebnymi zapiskami.

Czasami jednak ta metoda zawodzi, bo niedawno pozwali ją producenci filmu "Pledge This!", w którym zagrała i którego była producentką, bo podobno Paris zapomniała odpowiednio go promować, co było zapisane w kontrakcie. Jeśli wygrają, hotelowa dziedziczka będzie lżejsza o ponad 8 milionów dolarów.

Ale ktoś, kto podobno nigdy nie widział na oczy swojego rachunku telefonicznego, ma prawo zapomnieć o paru rzeczach. Według Hiltonówny, jej rachunki otwiera ten, kto je płaci – ale kto to jest, panna Hilton nie umiała powiedzieć prawnikom, którzy przesłuchiwali ją przy okazji pozwu sądowego.

Czy można oskarżyć o niepromowanie filmu kogoś, kto nie wie, czym zajmuje się producent filmowy? Według Paris bowiem – "pomaga on ściągać do filmu zajefajnych ludzi". Więc o co chodzi?