W demokracji każdy ma prawo demonstrować. I chociaż uroczystość obchodów 20-lecia wolnych wyborów byłaby z pewnością trochę zepsuta przez manifestację stoczniowców, to uważam, że decyzja o przeniesieniu uroczystości była zbyt nerwowa i zbyt szybka, przez co na pewno straci na swojej jakości. Ja jako gdańszczanin czuję się szczególnie zawiedziony. Myślałem, że będziemy tu mieli wspaniałą światową imprezę, a teraz wszyscy pojadą do Krakowa, zamkną się na Wawelu i tyle z tego będzie.

Reklama

Ale z drugiej strony może tym samym zapoczątkujemy nową polską tradycję przenosin ważnych uroczystości i rocznice strajków w stoczni będziemy obchodzić w kopalniach, rocznice bitwy pod Grunwaldem - pod Rzeszowem, bo np. mieszkańcy okolicznych wiosek zablokują dojazd do Grunwaldu, a rocznicę Bitwy Warszawskiej uczcimy pod Szczecinem. To będzie takie nowoczesne traktowanie rocznic, a początek tego mamy właśnie teraz.

Z jednej strony rozumiem premiera, że nie chciał mieć pod nosem jakiejś chucpy, ale z drugiej strony wielu uroczystościom na skalę światową towarzysza protesty, i goście z zagranicy, którzy przyjadą na te obchody, też mają u siebie strajki - dla nich to nic nowego. Wszystkie szczyty G8 i innych G obchodzone są w cieniu protestów - tak to już jest na świecie i to się nie zmieni. Zawsze będzie rząd, który komuś się nie spodoba, i będzie jakaś grupa, która przy każdej okazji będzie chciała uszczknąć coś dla siebie - w demokracji to jest normalne.

To oczywiście psuje święto. Jak sobie przypominam koncert Jeana-Michela Jarre'a z okazji 25. rocznicy strajków sierpniowych, to smutno mi, że wtedy byliśmy dumni, potrafiliśmy być razem. Czemu teraz tak nie jest? Czy naprawdę przy okazji każdego święta musimy się okładać pałami? Nie możemy stanąc pod polską flagą ponad tym wszystkim? Mogliśmy mieć fajną imprezę, a będzie kolejna zadyma, jakich dużo, ale widocznie nie wszyscy to rozumieją.

Chociaż trudno oczekiwać tego od ludzi, którzy są na pasku PiS i na telefon Jarosława Kaczyńskiego. To są bojówkarze PiS i niewiele ma to wspólnego z żadnym spontanicznym buntem robotników. To zwykła polityczna rozruba, zróbmy kuku premierowi, poszantażujmy, może coś ugramy. To jak zachowanie dziecka, dajmy na to, małego Jacusia, którym cała rodzina chce się pochwalić i prosi Jacusia, żeby ładnie opowiedział wierszyk, a Jacuś się buntuje i zamiast mówić wierszyk, oblewa babcię herbatą, a za grzeczne zachowanie żąda, żeby mu coś dano. To takie szarpanie się w piaskownicy. Na tym widocznie polega demokracja, ale ja uważam to za kompletną wiochę. Teraz mamy inne czasy i ci stoczniowcy, którzy dzisiaj palą opony, nie sa tymi samymi ludźmi, którzy strajkowali za komuny i nie mają prawa odwoływać się do tamtej symboliki. Sytuację z nierentowną stocznią można porównać do takiej, w której ja zażądałbym od rządu Tuska, żeby do końca życia kupował moje płyty, nawet jeśli będę nagrywał słabe piosenki.

Na genialny pomysł wpadł Janusz Palikot z okupacją siedziby "Sierpnia 80", bo w ten sposób pokazał, jak absurdalne są takie zachowania. Związkowcy są ogłupiani przez swoich liderów, którzy odgrywając rolę trybunów ludowych, całkiem nieźle sobie żyją, chociaż nikt oficjalnie o tym nie mówi. Moim zdaniem trzeba by się dokładniej przyjrzec tym związkom.