"Nie dawajcie wiary w diety cud, szybkie efekty bez wysiłku czy plotki odessane z karku" - przekonuje aktorka, zapewniając jednocześnie, że sama schudła dzięki treningowi i diecie.

Mucha tłumaczy także, skąd nagle pomysł na odchudzanie. "Przez wiele lat omijałam siłownię, wyznając kult >>intelektualisty<<, ale będąc w Nowym Jorku przekonałam się, jak wyglądają moi rówieśnicy (i inni!), przekonałam się, że zajęcia ruchowe nie muszą wiązać się z absolutnym brakiem szyi, intelektu czy poczucia humoru. Przekonałam się wreszcie, jak może wyglądać pięknie wyrzeźbione ciało. Ciacho! I to podniosło mój apetyt. Na zdrowy (zdrowszy) tryb życia" - pisze.

Reklama

Co, a może raczej kto wpłynął na jej sukces w walce z tłuszczykiem? Oczywiście mężczyzna. Jak wyznaje Anna, to Piotr, jej obecny partner, pilnuje, żeby ćwiczyła prawidłowo i systematycznie. Spory udział w zewnętrznej przemianie Anny ma też masażystka, która dba o kondycję jej skóry.

Dzięki ćwiczeniom aktorka nie musi stosować żadnych drakońskich diet. Je często, za to małe porcje. "Ala (dietetyczka) wytłumaczyła mi, że wszystko jest dla ludzi. Że zamiast zjadać jeden, dwa posiłki dziennie i obżerać się na noc, lepiej odżywiać się prawidłowo i zdrowo – czyli jeść częściej, ale mniej. Ergo: zamiast żreć raz na dzień, żrę cały czas ;) brzmi optymistycznie?"

Jedynym mankamentem odchudzania jest to, że Anna nie ma ubrań, które by na nią pasowały. "Staję przed szafą i... nie mam się w co ubrać! Nie mam spodni tylko dupowory. Nie mam koszul tylko jakieś namioty. Wszystko do wymiany" - wyznaje. No cóż, to chyba niewielka cena za piękną figurę?