„Nie mogłem w to uwierzyć, zawsze bardzo starannie oglądam to, co kupuję. Ta kiełbasa była pakowana próżniowo i wyglądała idealnie. Jednak w środku znajdowała się zdechła mysz” - opowiada Nelu.

Wytwórnia, która wyprodukowała feralną wędlinę, musi teraz wypłacić urażonemu smakoszowi odszkodowanie o wartości ok. 5000 zł. Fragmenty mysiego salami są obecnie badane w laboratorium, by sprawdzić, czy kiełbasa stanowiła zagrożenie dla zdrowia.

Ovidiu Wencz, przedstawiciel zakładów masarskich, które wyprodukowały kiełbasę, twierdzi, że nie pochodzi ona z jego zakładów i że jest to jakaś forma sabotażu ze strony konkurencji. Przyznał, że wcześniej w jego wędlinach czasem znajdywano śrubki czy nakrętki, jednak problem zlikwidowano, gdy wprowadzono wykrywacze metali. Być może powinien teraz pomyśleć o zainstalowaniu w swojej firmie urządzenia do wykrywania gryzoni.

>>> Kiedyś Rumni potrafili uwędzić kiełbasę...