Prezydent odmawiał spotkań z francuskim dyplomatą, nie chciał go też widzieć na żadnych przyjęciach. Wszystko przez to, że bał się czarów. Francuski dyplomata nie miał więc wyjścia, musiał spakować walizki i wracać do Paryża. Jego następca liczy na to, że nie narazi się zabobonnemu przywódcy.

Reklama

Ale trzeba przyznać, że obawy zabobonnego prezydenta Madagaskaru mogą mieć pewne podstawy - na dwóch poprzednich placówkach de Lideca albo wybuchał zamach stanu, albo mordowano głowę państwa.