"Pogodziłam się, że będę musiała zmagać się z tym przez całą moją karierę" - mówi Natalia Lesz w rozmowie z "Faktem". "Czego bym nie zrobiła, i tak dla wszystkich będę córeczką bogatego taty" - dodaje.
Kiedy podczas tegorocznego festiwalu w Opolu dostała od publiczności Superjedynkę, zaraz pojawili się tacy, którzy mówili, że to tatuś kupił jej te głosy. Podczas festiwalu w Sopocie została też oblana wiadrem pomyj. "Nie potrafisz śpiewać, nie masz głosu" - powiedział jej Robert Kozyra, prezes Radia Zet. Znana śpiewaczka Małgorzata Walewska dołożyła swoje, krytykując jej wygląd.
Skąd ten jad? Przecież Natalia Lesz od 15. roku życia kształciła się w najlepszych szkołach za granicą. Czy ludziom naprawdę przeszkadza to, że jej ojciec jest milionerem? - zastanawia się"Fakt".
Majątek Aleksandra Lesza szacuje się na 80 milionów złotych. Zarobił je, zakładając pierwszy w Polsce prywatny bank, jedną z rozgłośni radiowych oraz firmę doradztwa finansowego. To prawda, że jego pieniądze pomogły Natalii się kształcić. Jednak talentu nie kupi się za żadną sumę - pisze "Fakt".
Natalia od dawna śpiewa w Ameryce. Jej piosenka znalazła się na liście największego amerykańskiego pisma muzycznego. "To nie dzięki pieniądzom taty zostałam zaproszona, by zaśpiewać przed polskim koncertem Celine Dion" - mówi Lesz. "I to nie dzięki niemu wspópracuję z najlepszymi producentami w Ameryce" - dodaje.
"Fakt" rozczula się nad losem piosenkarki Natalii Lesz, która ma pecha, bo... jej ojciec jest bogaczem. Bulwarówka pisze, że wokół dziewczyny jest pełno "życzliwych", którzy rozpowszechniają plotki o tym, jak to tatuś pomaga jej w karierze. Gazeta przypomina, że byli i tacy, którzy podejrzewali ojca o przekupstwo, by córka dostała nagrodę Superjedynki w Opolu.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama