Do włoskiej knajpki Kalisz wybrał się wczesnym popołudniem. Razem z dwoma znajomymi raczyli się miejscowymi specjałami równo przez 3 godziny. Potem wyraźnie "osłabiony" polityk postanowił wracać do domu. Wyszedł z restauracji i niepewnym krokiem udał się w stronę zaparkowanego pod lokalem auta. Na całe szczęście nie zdecydował się jednak siąść za kierownicą swego jaguara. Wyjął z niego tylko kurtkę i klucze - relacjonuje "Fakt".

Podwiezienie do domu zaproponował Kaliszowi towarzysz biesiady. Dysponował bowiem niezmęczonym kierowcą. "Pospiesz się Rysiek, po drodze skoczymy jeszcze na jednego" - tak, według bulwarówki, miał przekonywać Kalisza jego kolega.

Reklama

Obietnicy dotrzymał. W drodze do żoliborskiego mieszkania posła Kalisza panowie wstąpili jeszcze do znanej restauracji nieopodal placu Piłsudskiego. Po tej wizycie pojawiły się jednak poważne kłopoty z powrotem do domu.

Mercedes, którym podróżowali, to samochód o ogromnych gabarytach. Słabnący z minuty na minutę poseł długo nie był w stanie wspiąć się do środka. W końcu jakoś podciągnął się na drzwiach i ulokował na tylnym siedzeniu. Znajomi bezpiecznie odwieźli go do mieszkania na Żoliborzu. Tam, w domowym zaciszu, pan Ryszard mógł wreszcie odpocząć po trudach niedzieli - kpi "Fakt".