Przed godziną 11.00 przed budynek Sądu Cywilnego w Szczecinie podjeżdża perłowe porsche Dody. Obserwuje to spory tłumek. Uśmiechnięta piosenkarka wysiada ze swojego sportowego cacka i... przeprasza wszystkich, że jej autko jest brudne - relacjonuje "Fakt". Piosenkarka na Pomorze Zachodnie przyleciała samolotem, ale jej śliczny samochodzik czekał na nią na obrzeżach miasta.

Reklama

Doda do sądu ubrała się niezwykle. Niezwykle skromnie. Elegancka kreacja, trochę urzędowa, jednak podkreślająca seksowne powaby artystki. Biała koszula z krawatem, obcisłe czarne spodnie, buty oczywiście na wysokim obcasie. Dyskretny makijaż - czytamy w "Fakcie".

Doda wygląda na zadowoloną, ale do śmiechu jej nie jest. Jest po telefonicznej rozmowie ze swoim - wciąż - mężem. Radzio powiedział jej, że w sądzie się nie stawi, bo za późno się o niej dowiedział. "Ale fakt, że nie będę na rozprawie, nie oznacza, że nie chcę rozwodu" - dodaje.

Trochę dziwne to tłumaczenie. Majdan ma na to odpowiedź: "Jestem zażenowany, że termin rozprawy został podany przez drugą stronę do mediów...".

"Doda zrezygnowała z dzisiejszych planów, by mieć to za sobą, a tu nagle okazuje się, że rozwodu nie będzie" - mówi w rozmowie z "Faktem" Maja Sablewska, menedżerka i przyjaciółka Dody. "Z szacunku do sądu Dorota postanowiła jednak pojawić się na miejscu" - dodaje Sablewska.

Reklama

Tak więc Doda z uśmiechem na twarzy wchodzi do sali numer 205. Przy drzwiach na wokandzie pomiędzy zapowiedziami innych spraw można przeczytać: "Z powództwa Doroty Rabczewskiej-Majdan przeciwko Radosławowi Majdanowi. O rozwód"... Sprawa toczy się za zamkniętymi drzwiami.

Doda na sali jest ze swoim mecenasem Maciejem Lachem. W tym czasie pełnomocnik Majdana, mecenas Marek Mikołajczyk, mówi, że powód nieobecności jego klienta na sali jest czysto techniczny. "Nie tylko Radek, ale także i ja nie otrzymałem zawiadomienia o terminie rozprawy" - mówi Mikołajczyk. "Dlatego złożyłem wniosek o odroczenie rozprawy. Z tego, co wiem, <zaoczny> rozwód nie jest możliwy" - tłumaczy adwokat.

Reklama

"Faktowi" jednak udało się ustalić, że wezwanie na rozprawę zostało do Majdana wysłane w terminie. W papierach sądu widnieje, że awizo było prawidłowe. Co prawda wezwanie wysłano na jego szczeciński adres, ale przecież Radzio jest w tym mieście radnym PO i choćby z racji tego powinien przeglądać przychodzącą tam korespondencję - uważa bulwarówka.

"Uważam, że będzie tak: Doda przyjedzie, zrobi medialny show na korytarzu, a sąd odroczy jej wniosek" - snuł swoją wizję w rozmowie z dziennikarzami mecenas Mikołajczyk. Nic takiego nie ma miejsca. Doda jest uśmiechnięta, ale skupiona. Na sali sądowej zachowuje pełną powagę, spokojnie odpowiada na pytania sędziego. W opisie sprawy widnieje: "Powódka wnosi o rozwiązanie małżeństwa przez rozwód bez orzekania o winie".

Nie ma jednak Radka. Sąd podaje nowy termin rozprawy - 10 stycznia 2008, też w czwartek. Doda opuszcza salę. Nie chce komentować nieobecności męża. W końcu jednak daje się namówić na to, by powiedzieć, jaki powód nieobecności podał Majdan. "Bo nie miał czasu..." - mówi i znika w swoim ślicznym samochodziku.

Porsche z cichym piskiem odjeżdża sprzed budynku szczecińskiego sądu. Prowadzi go Dorota Rabczewska-Majdan. Czy w styczniu z tego samego miejsca odjedzie już jako Dorota Rabczewska? - zastanawia się "Fakt".