Lata lecą, a wnuka jak nie było, tak nie ma. I chociaż popularny aktor jest już dziadkiem Marianny, to wciąż nie czuje się spełniony. "Mam wnuczkę, ale ona wyjdzie kiedyś za mąż i zgubi nazwisko, a chciałbym, żeby rodzina Linde się rozwijała" - żali się "Faktowi" pan Edward.

Reklama

Ma powody do zmartwień, bo jak na razie nie zanosi się, by Olaf uszczęśliwił "w tym temacie" swojego ojca. Do tej pory związki młodszego Lubaszenki nie należały do udanych. Olaf jest jednak nieustępliwy w poszukiwaniach. Rok temu na łamach "Faktu" ogłosił nawet, że szuka miłości.

Jego ojciec nie traci nadziei, że synowi uda się ją w końcu znaleźć i że z tego przyszłego związku przyjdzie na świat właśnie syn. Ma już wobec niego plany. "Jeśli Olafowi urodziłby się syn i miałby na imię Sven, to byłoby spełnienie moich marzeń" - mówi "Faktowi". Imię to nie jest przypadkowe. "Nasza rodzina pochodzi ze Skandynawii. Kiedy Olaf się urodził, chciałem go tak nazwać" - wspomina.

Ubolewa tylko, że nie będzie takim dziadkiem, jakim chciałby być. Mieszka w Krakowie, a Olaf w Warszawie, więc codzienne spotkania byłyby niemożliwe. Ale wie, jak zadbać o wnuka. "Dla mnie najważniejszą rzeczą w wychowaniu dziecka jest wykształcenie i dbałbym o edukację wnuka nawet na odległość" - mówi Edward Lubaszenko, który czeka na moment, kiedy syn uczyni go najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.