Ponad taflę jeziora wystają dwie rury. Jedna wydechowa, odprowadzająca spaliny, i druga - doprowadzająca do silnika powietrze. Do tego uszczelnione świece i już można ruszać. Sprawa szczelności kabiny była nieistotna, kierowca i pasażerowie mieli akwalungi. Choć mało wygodnie w tym prowadzić, to jednak możliwość jazdy po dnie jest wyjątkowo przyjemna.
Sowiecka myśl techniczna znów triumfuje. Czy jest lepsza metoda zwiedzania dna jeziora niż jeżdżenie po nim samochodem? Odpowiednio uszczelniony silnik terenowej łady nivy nie gaśnie nawet dwa metry pod wodą. Wszystko dzięki pomysłowości członków rosyjskiego klubu łady.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama
Reklama
Reklama