Do nieprzyjemnych scen doszło we Wrocławiu w czwartkowy wieczór, tuż przed galą Viva Comety. "Weszłyśmy do windy w hotelu Wrocław z ochroniarzem Przemkiem" - opowiada "Faktowi" Maja Sablewska, menedżerka Dody. "Razem z nami wsiedli panowie z Grupy Operacyjnej. Od razu zaczęli zaczepiać Dodę. Jeden z nich powiedział do niej <zmasakrujemy cię dziś wieczorem>".

Reklama

Doda nie przestraszyła się dwóch młodzianów i w swoim stylu, nie oszczędzając języka, wyrzuciła z siebie potok słów - pisze "Fakt". Mieszko Sibilski i Ziemowit Brodzikowski z Grupy Operacyjnej trochę się przestraszyli, ale nie dali za wygraną.

"Po chwili jeden z nich znów zaczął wyzywać Dodę, próbował ją szarpać, ale wtedy interweniował Przemek. Chwycił go za ręce" - relacjonuje Sablewska. Według raperów atak rozpoczęła Doda. "To ona nas zaczepiła, była agresywna, krzyczała do Mieszka, że go zniszczy" - mówi Ziemowit Brodzikowski. "Wtedy powiedziałem: <Hola, hola, koleżanko, co ty sobie wyobrażasz, ty głupia taka i owaka>. No i tu mi się wymsknęło".

Tego było za dużo, ochroniarz Dody postanowił działać. "Przemek zatrzymał windę i kazał chłopakom wyjść. Oni nie chcieli, pchali się z powrotem" - mówi Sablewska. "Wezwali policję, śmiali się przy tym".

Kiedy w hotelu zjawił się patrol, raperów już nie było - zniknęli. "Spisano tylko nasze zeznania. Przecież oni naruszyli nietykalność cielesną Dody. To chłopcy, którzy koniecznie chcą się lansować za pomocą Dody, mamy już z nimi jeden proces" - żali się menedżerka artystki.

Reklama

Mieszko Sibilski został pozwany przez Dodę do sądu. Chodzi o utwór "Podobne przypadki", w którym raperzy nie oszczędzają piosenkarki i jej ukochanego Radka Majdana. Piosenka sugeruje, że Radek zdradził Dodę, i chwali go za to, a sama wokalistka jest nazywana blacharą i manekinem z plastiku. Za te słowa Doda żąda 20 tysięcy złotych i przeprosin w internecie.