Gdy piękna Chelsy przyleciała na lotnisko, myślała, że wreszcie zobaczy swego ukochanego. A tu figa z makiem - nikt na nią nie czekał. Przez godzinę włóczyła się po lotnisku, aż wreszcie sięgnęła po komórkę.

Reklama

Jak mówią podróżni, Chelsy do słuchawki wykrzyczała tylko kilka słów. Widać ton jej głosu obudziłby nawet umarlaka, bo Harry po paru minutach pojawił się na lotnisku. Książę ledwo trzymał się na nogach i wyglądał, jakby jego ukochana zerwała go z łóżka.

Gdy para wychodziła z lotniska, Chelsy złowrogo szeptała coś ukochanemu, a ten miał minę zbitego psa.