"Dla Colina najważniejszy jest Henry. Zależy mu, by mały nie ucierpiał przez to, że rodzice są aktorami" - mówi w rozmowie z "Faktem" brat Alicji Tadeusz Bachleda-Curuś. "On chciałby, żeby chłopcu nie brakowało obecności mamy i taty" - dodaje.

Reklama

To rzeczywiście wyjaśniałoby wcześniejsze doniesienia mediów, że Irlandczyk niezbyt przychylnym okiem patrzy na zawodowe ambicje Alicji. Ideałem dla Farrella byłaby kobieta spędzająca przy dziecku cały swój czas, podczas gdy on sam zarabia w hollywoodzkich produkcjach. Alicja Bachleda-Curuś nie przystała na to i pomiędzy partnerami doszło rzekomo do kłótni.

Potem zdawało się, że gwiazdor jednak się poddał. Zrozumiał, że nie może zabraniać ukochanej prawa do kariery. Razem pojawili się w Irlandii na premierze ich wspólnego filmu „Ondine”, a potem na rozdaniu irlandzkich nagród filmowych i telewizyjnych. "Ala jest bardzo szczęśliwa. Colin nie chce stawać na drodze jej kariery" - potwierdza Faktowi brat aktorki.

Wygląda zatem na to, że Farrell poszedł po rozum do głowy, a wszystkie wcześniejsze niesnaski wynikały z jego troski o Henry'ego Tadeusza. Choć Irlandczyk ma opinię buntownika i kobieciarza, to jednak najwidoczniej jest gorliwym ojcem. Nie tylko dla swojego małego synka, ale też dla 7-letniego Jamesa, który jest owocem jego związku z Kim Bordenave.

Reklama

Pozostaje jedna wątpliwość. Skoro dla Irlandczyka numerem jeden jest synek, to czy prędzej czy później nie dojdzie do karczemnej awantury między nim a Alicją? Wszak teraz Polka nie ma konkretnych planów zawodowych, ale należy się spodziewać, że już niebawem spłyną na młodą mamę atrakcyjne propozycje. Wówczas Bachleda-Curuś nie będzie miała dużo czasu na opiekę nad dzieckiem. A gorliwy ojciec Colin może tego nie zdzierżyć...

>>> Czytaj też: Pijana Felicjańska rozbiła 3 auta. Nowe fakty!