To nie przelewki. Płazy rechoczą tak głośno, że poseł nie może spać, rozmawiać z narzeczoną ani nawet oglądać telewizji. Ale na tym nie koniec! Poseł mówi, że w jego ogrodzie, przydomowym basenie i rowie melioracyjnym jest co najmniej tysiąc płazów. "To plaga, zaraza. Rechoczą, jakby je ktoś ze skóry obdzierał. Niektóre są szczególnie bezczelne. Potrafią rozsiadać się w tarasowych fotelach i na huśtawce ogrodowej" - denerwuje się Misztal.

Reklama

Wypowiedział więc żabom wojnę: kazał pracownikom swojej cementowni brodzić w sadzawce, wyławiać żaby i - relacjonuje "Dziennik Łódzki" - zrobić z nimi porządek.

Ale to nie pomogło. Żaby na posiadłość wróciły po kilku dniach. Wtedy w głowie posła narodził się szatański pomysł: "Gotów jestem kupić bociana, choć nie można go przywiązać i zmusić do wyłapywania żab. Wolałbym, żeby za wyłapywanie wzięły się u mnie ponoć bardzo skuteczne w połykaniu żab zaskrońce. Te wprawdzie nie hałasują, ale mają obrzydliwy wygląd" - mówi "Dziennikowi Łódzkiemu" Misztal.

Pracownicy Misztala nie kryją zdenerwowania. "Mam już tego po dziurki w nosie! Nie dość, że tyramy jak woły dwanaście godzin w cementowni, to jeszcze jaśnie państwo dostało alergii na kumkanie żab. W głowach się im poprzewracało" - żali się pracownik posła. "Ale jak nie będziemy łapać żab, wylecimy z roboty. Łapiemy więc te ropuchy i wypuszczamy w okolicy, choć prościej byłoby je ukatrupić. Szkoda nam tych żab" - dodaje.

Reklama

Natomiast pracownicy łódzkiego zoo proszą posła o wyrozumiałość. Zajmujący się płazami Adam Danielak wyjaśnia, że samiec musi rechotać, ponieważ samica inaczej nie weszłaby do wody, by złożyć skrzek. Za to Dariusz Wrzos, kierownik Leśnictwa Miejskiego w Łodzi, nie może uwierzyć, że poseł nie wie, że żaby są pod ochroną - pisze "Dziennik Łódzki".