Różany "dramat" Misztala rozegrał się w jego rodzinnej Łodzi. Czekający na przesłuchanie w prokuraturze krezus wybrał się na zakupy. Z ogromnej stajni swoich samochodów wybrał nowiusieńkie ferrari za milion zł. Podjechał do kwiaciarni i kupił wspaniały bukiet róż.
Uśmiechnięty od ucha do ucha zaniósł kwiaty do samochodu i tu zrzedła mu mina. Róże nijak nie chciały się zmieścić do bagażnika. Sportowe auto ma tak mały bagażnik, że da się do niego włożyć co najwyżej bukiet frezji - pokpiwa "Fakt".
Róże musiał więc wieźć na kolanach ochroniarz Misztala. Miejmy nadzieję, że się nie zadrasnął kolcami. Na wyboistych polskich drogach auto trochę bowiem podskakiwało - martwi się bulwarówka.