W aktach sprawy znalazł się m.in. wywiad, który Uładzimir Niaklajew udzielił telewizji Biełsat.
- Jeżeli mamy wolność obrony swoich praw, to trzeba iść i ich bronić - mówi na antenie poeta.
Sąd uznał te słowa za naruszenie prawa, ale Niaklejewa uznano także winnym wezwania do "udziału w nielegalnym zgromadzeniu". Opozycjonista brał bowiem udział w Marszu Oburzonych Białorusinów 2.0, który 21 października przeszedł przez Mińsk.
- Starszego pana do aresztu? Za wypowiedź? Czy służby naprawdę się upierają, by im w tym areszcie umarł na udar? - komentuje telewizja Biełsat na swoim profilu na Facebooku.
Stacja przytacza także wypowiedź opozycjonisty, z której wynika, że milicjanci szykowali się, by zabrać go do aresztu zaraz po ogłoszeniu wyroku, ale ostatecznie pozwolili mu wrócić do domu.
- Jak na razie nie zakuli mnie w kajdanki, ale wiadomo, że złapią mnie potem gdzieś na ulicy. Tak jak zawsze - komentuje Nieklajew w rozmowie z Biełsatem.
- Sytuacja pokazuje zagrożenie dla społeczeństwa, bo na Białorusi sądzą już nawet nie za czyny, a za wypowiedzi. To jawny atak na wolność słowa i cios w dziennikarzy Biełsatu. Chcą przez to powiedzieć: zobaczcie, co się dzieje przez wasze wywiady i siedźcie cicho. Wszyscy rozumieją, że sprawa była ustawiona, łącznie z sędzią. Nawet według ich praw nie było za co karać, dlatego nawet w protokole dokładnie tego nie zapisano - twierdzi dalej poeta.
Zdaniem 71-letniego opozycjonisty, służby chcą go "doprowadzić do naturalnego zgonu".
- Za każdym razem w niewoli mam przełom nadciśnieniowy, którego następstwem może być udar i oni o tym wiedzą. Lekarz skierował mnie na badania dziś o 10 rano, ale na nie nie poszedłem. Myślę, że posiedzenie sądu było nie bez przyczyny wyznaczone na tą samą godzinę - 10.00 - mówi Niaklajew.
Z kolei w odpowiedzi na pytanie, czy nie myślał o opuszczeniu Białorusi, podkreśla:
- Nie. Tu się urodziłem, w tej ziemi leżą moi przodkowie. Niech wyjeżdżają ci, którzy sądzą.
Uładzimir Niaklajew jest cenionym na świecie białoruskim poetą, prozaikiem i działaczem społecznym. Na początku 2010 roku stanął na czele kampanii "Mów prawdę!", a pod koniec roku kandydował w wyborach na prezydenta Białorusi. W dniu wyborów został pobity do nieprzytomności, a następnie porwany ze szpitala. "Odnalazł się" w izolatce KGB.
W bieżącym roku także już był wielokrotnie więziony - za organizację protestów lub prewencyjnie - przed nimi. W wyniku aresztowania przed obchodami 1 maja doznał przełomu nadciśnieniowego. Służby nie dopuściły wtedy do niego lekarza.