Dziennik.pl: W okresie, o którym opowiada film "Gorejący krzew", jako studentka praskiego uniwersytetu, brała Pani udział w protestach, była niejako w centrum tych wydarzeń. Jak wówczas odbierała Pani tę dramatyczną decyzję Jana Palacha o samospaleniu się w proteście przeciwko ograniczeniu wolności Czechosłowaków przez Związek Radziecki?

Reklama

Agnieszka Holland: Wtedy w ogóle nie myślałam o jego rodzinie. Miałam wówczas tylko jego perspektywę, taką bardzo egzaltowaną perspektywę młodego człowiek, który wierzy, że dotknął jakiejś wolności, która ma być teraz odebrana i on musi zrobić wszystko, aby temu zapobiec, łącznie z ofiarą życia. Nie wiem, czy miałabym psychiczną odwagę zrobić coś takiego, jak samospalenie, ale gdyby mi ktoś powiedział, że trzeba biec na barykady, to bym pobiegła. Taki mieliśmy wówczas nastrój.

Jak patrzy Pani na czyn Jana Palacha z perspektywy czasu?

Dzisiaj już patrzę na to z większym dystansem i widzę też straszne koszty takiego czynu. Nie tylko jego koszty, czyli cierpienie i utrata życia, ale różnych innych ludzi, zwłaszcza jego najbliższej rodziny, dla której jego śmierć była niewyobrażalnym dramatem.

Reklama

W filmie "Gorejący krzew" przedstawia Pani jednego z największych czeskich bohaterów narodowych, w sposób wielowymiarowy, a przez to bardzo ludzki. Ukazuje Pani zarówno to, jaką ofiarę zdecydował się ponieść walcząc o wolność, ale również jaki dramat zgotował swojej najbliższej rodzinie. Patrząc z perspektywy polskich prób przedstawiania bohaterów narodowych z bardziej ludzkiej strony i tego z jakimi kontrowersjami spotyka się takie odkłamywanie historii, czy nie bała się Pani zarzutów o umniejszenie bohaterskości Palacha?

Ja w ogóle nie boję się zarzutów. Myślę, że dzięki temu mogę robić filmy w różnych miejscach, filmy wolne, czyli robione tak, jak sobie wyobrażam, że powinny być opowiedziane. Nie ma we mnie takiego strachu. Zdaję sobie sprawę, że mówiąc o pewnych tematach, które są gorące z powodów historycznych czy współczesnych, narażam się na jakieś odrzucenie, agresję, żal czy pretensje, ale nie boję się tego. Jest to częścią mojego obowiązku jako twórcy. Nie chodzi o to, żeby zrobić prowokację dla prowokacji, ale żeby zachować wewnętrzną uczciwość i mówić o sprawach tak, jak mnie się wydaje, że one wyglądały. Oczywiście mogę się mylić. Mogę zrobić coś, co artystycznie i faktograficznie nie sprawdzi się, ale to jest ryzyko, które podejmuję. W przypadku tego filmu, nasz komunikat spotkał się z szalenie gorącym i niemal jednolicie pozytywnym odbiorem. Jakoś tak szczęśliwie wstrzeliliśmy się w głęboko ukrytą, ale bardzo silnie istniejącą potrzebę społeczną wysłuchania tej opowieści opowiedzianej z powagą.

A Polską historią warto byłoby troszkę potrząsnąć i odkłamać pewne rzeczy. U nas historia jest tak mistyfikowana, że może to szkodzić jakości współczesności.
Nasza współczesność jest tak brutalna między innymi dlatego, że źle rozmawiamy o przeszłości.

Reklama

Czy sądzi Pani, że polscy twórcy boją się mówić szczerze o polskiej historii?

O to trzeba byłoby zapytać innych twórców. Nie chcę wypowiadać się w ten sposób ani o polskich, ani czeskich kolegach, bo to by wyglądało, jakbym się wywyższała, uważała, że jestem mądrzejsza albo odważniejsza od nich. Każdy podejmuje decyzję w samotności swojego pokoju, jedni biją się ze światem, a inni nie mają potrzeby wchodzenia w zwarcia czy zapasy z rzeczywistością, są bardziej intymni.

Producentka filmu "Gorejący krzew" zdradziła, że w pierwszej kolejności z projektem zekranizowania tej historii udała się do czeskiej telewizji publicznej, gdzie jej pomysł nie spotkał się z zainteresowaniem. Na konferencji wyraziła Pani opinię, że prawdopodobnie z podobnym brakiem zainteresowania ta historia spotkałaby się w polskiej telewizji publicznej. Jak Pani sądzi, dlaczego TVP nie podejmuje takich tematów?

Sądzę, że kolejne ekipy, bo to się nie zmienia, niestety na lepsze, nie rozumieją po co tam są. Nie rozumieją funkcji obywatelskiej telewizji publicznej, brak im wyraźnie obywatelskiego poczucia odpowiedzialności. Nie mają też kompetencji, które pozwalałyby im ocenić, co i jak można zrobić, żeby dotrzeć do widowni z trudniejszym przekazem, a nie tylko starać się jej podchlebiać. Boję się, że skupiają się głównie na tym, by w tej karuzeli partyjnych wpływów, jak najdłużej zachować stołki. Inaczej nie jestem w stanie wytłumaczyć sobie tego bezmiaru cynizmu i pogardy dla widza i twórców. Taki stan utrzymuje się od lat, co przykre, ponieważ jest to szalenie ważne forum dialogu obywatelskiego. Potrzebne, aby ludzie mogli ze sobą rozmawiać w sposób uczciwy i pogłębiony, a nie tylko na siebie szczekać i warczeć albo się wygłupiać.

Pierwsza część trzyczęściowego filmu "Gorejący krzew" będzie miał premierę w Polsce 3 marca na antenie HBO o godzinie 20.10. Pierwsza część filmu od 3 marca będzie odkodowana w HBO GO.