Po sukcesie w telewizyjnym show nazwano ją "polską Amy Winehouse". Były sesje zdjęciowe, podróże do Londynu i wiele pozytywnej energii. Dziś z tamtych uniesień zostało niewiele.

Reklama

Nie wiem czemu tak wyszło - przyznała szczerze "Gazecie Olsztyńskiej" pochodząca z Ostródy Ania Teliczan. Wyjawiła, że po wygraniu programu i nagraniu płyty zagrała raptem kilka koncertów w lokalnych radiach. Potem zainteresowanie nią było coraz mniejsze, aż w końcu z braku zajęcia artystka zatrudniła się w barze sushi w Warszawie. Ale nie jako "śpiewająca do ryby", tylko jako kelnerka.

Nie nastawiałam się bardzo na sukces, więc nie jestem mocno bardzo rozczarowana - przyznała Teliczan. W tym samym wywiadzie opowiada też o tym, jak światowe życie wiodła chwilę po wygraniu programu. W jednym tygodniu musiałam być w Olsztynie, pojechać do Warszawy na sesję zdjęciową, na na weekend leciałam do Londynu nagrywać płytę - wspominała.

Teliczan dopytywana przez dziennikarza "dlaczego wyszło jak wyszło" unikała jasnej odpowiedzi. Mówiła o tym, że nikt się nią profesjonalnie nie zajął, i o tym, że jej koncerty wytwórnia wyceniała zbyt drogo. Na koniec rozmowy podkreśliła, że jest optymistką i ... myśli o wydaniu kolejnej płyty.