Ilona Łepkowska, od której zależą losy bohaterów najpopularniejszego polskiego serialu, sprowokowała Kazimierę Szczukę do ostrych słów. Scenarzystka powiedziała, że równouprawnienie nie istnieje, bo gdyby istniało, to mężczyźni mogliby rodzić dzieci. I dodała: "Feministki mnie za to zabiją".

Reklama

"Ani nam to w głowie" - odpowiada w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Kazimiera Szczuka. Ale potem nie szczędzi Ilonie Łepkowskiej gorzkich słów.

"Łepkowska powtarza, że 'feministki ją zabiją', ale nie martwi się, czy nie będą chcieli jej zabić biskupi. Nie musi" - mówi publicystka i dodaje: "Praca zarobkowa kobiet albo adoptowanie dzieci to nie są kwestie zapalne. Natomiast jeśli kobieta w serialu rozważa aborcję, wkrótce następuje jej cudowne ozdrowienie z raka. Jeśli zdecyduje się na usunięcie ciąży, jest nieodwołanie złą kobietą. A kwestie zapalne to dzieci z in vitro, pary homoseksualne, aborcja jako świadomy wybór kobiety czy jej wychodzenie ze związku, w którym jest przemoc. Jak rozumiem, o takich sprawach mówić w serialach nie należy" - oburza się Szczuka.

Innym problemem, którego polskie seriale nie poruszają, jest sytuacja kobiet na rynku pracy. Kazimiera Szczuka zauważa, że często bohaterki z małego ekranu nie wracają do pracy po urodzeniu dziecka, co ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.

"Proszę bardzo, naśladujcie nas, panie z kas w Tesco! To absurd, bo przecież większość kobiet zwyczajnie nie stać na to, by pracować. Radziłabym Ilonie Łepkowskiej zbliżyć się do rzeczywistości" - apeluje publicystka do scenarzystki "M jak miłość".