Co jest dla pani najtrudniejsze, a co najłatwiejsze w pracy w "Dzień Dobry TVN"?

Kinga Rusin: Jako osoba, która współtworzyła ten program, prowadzi go i współredaguje, mam do niego szczególny stosunek. Nie ma tu dla mnie nic ciężkiego. Poza tym zespół, z którym pracuję, który tworzy ten program, robi wszystko, żeby mnie i Bartka odciąć od kłopotów dnia codziennego.

Reklama

Naprawdę nigdy nie zdarzyło się nic trudnego?

Myślę, że najcięższym fizycznie i logistycznie, był dla mnie wywiad z Alicją Bachledą-Curuś. Musiałam polecieć do Los Angeles, zrobić ten wywiad i wrócić. Nie spałam przez trzy doby i po powrocie bardzo to odchorowałam. Alicja wtedy specjalnie skróciła swoje wakacje w Meksyku, żeby się z nami spotkać. Gdy przylecieliśmy do Los Angeles, jej jeszcze nie było i nie wiadomo było, czy zdążyła zabukować samolot. Stacja dała nam pieniądze na ten wyjazd, a nie są to małe koszta, i gdybym nie przywiozła tego wywiadu, musiałabym sama za to zapłacić, bo był to mój pomysł. Ale na szczęście wszystko się udało... Jestem bardzo ambitna i zawsze zależy mi na tym, żeby wszystko było zrobione jak najlepiej.

Zdarzyło się pani kiedyś przeprowadzać wywiad ze swoim idolem, czy może z kimś, kto panią onieśmielał?

Osoba, która mnie całkowicie onieśmieliła i z którą rozmowa była dla mnie wielkim przeżyciem, to Hanna Krall. Robiłam wywiad z panią Hanną w jej domu. Wywiad pokazany w telewizji trwał cztery i pół minuty, ale wizyta zajęła nam ponad trzy godziny. Rozmowa poza kamerą i możliwość obcowania z legendą dziennikarstwa naprawdę mnie onieśmieliła.

Hanna Krall bardzo często budzi postrach wśród dziennikarzy. To była wspaniała rozmowa, która zaskoczyła i mnie i panią Hannę. Dzięki "Dzień Dobry TVN" często spotykam ludzi, na których kiedyś się wzorowałam, podziwiałam ich. Wielkim przeżyciem był dla mnie też wywiad z Lechem Wałęsą, czy z panią Zytą Gilowską, która była wtedy Ministrem Finansów. Pani Zyta przedstawiła mnie premierowi Kaczyńskiemu. To było duże przeżycie, ale pan premier chyba nie był zadowolony (śmiech). Trzykrotnie też byłam gościem pani Marii Kaczyńskiej w Pałacu Prezydenckim. Naprawdę zdarzyło się wiele rzeczy, które na zawsze pozostaną w mojej pamięci.

Reklama



Co najbardziej lubi pani w programie?

Najwspanialsze są dla mnie rozmowy z Bartkiem Węglarczykiem, z który prowadzę program. Bartek jest niezwykle mądrym człowiekiem, wie właściwie wszystko.

Pamięta pani swoje początki w DD? Stresowała się pani?

Razem z Marcinem Mellerem prowadziliśmy pierwszy odcinek. Miałam totalny luz. Natomiast po programie dowiedzieliśmy się, że przyszedł pan prezes Mariusz Walter. Dobrze, że dotarło to do nas po programie, bo nie bylibyśmy w stanie prowadzić z myślą, że prezes nas obserwuje... Nie stresowaliśmy się wtedy bardzo, ponieważ mieliśmy świadomość, że tego pierwszego programu może nikt nie obejrzeć.

Dziennikarz pracujący "na żywo" narażony jest na wpadki...

Jeżeli się pomylimy to po prostu musimy się do tego przyznać i tyle. Wpadki są ludzką rzeczą. Dzięki temu program nabiera kolorów. Jesteśmy tylko ludźmi.

"Dzień Dobry TVN" zaczyna się wcześnie. Ma pani problem z porannym wstawaniem?

Zupełnie nie. Nie jestem rannym ptaszkiem, ale w związku z tym, że prowadzę ten program tylko w weekendy, to traktuję to trochę jak święto i jestem szczęśliwa, kiedy jadę do studia. Budzę się z uśmiechem na ustach, nigdy się nie spóźniłam, zazwyczaj jestem jedną z pierwszych osób, które przychodzą.

Czym jest dla pani dziennikarstwo?

Dziennikarstwo jest dla mnie spełnieniem marzeń. W trudnych czasach przyszło mi się do tego przygotowywać, ponieważ nie uczono jeszcze takiego dziennikarstwa, jakie mnie interesowało. Więc najpierw poszłam na italianistykę, a potem zrobiłam dziennikarstwo, jako studia uzupełniające. Dziennikarstwo to jest zaspakajanie mojej ciekawości świata. Swego czasu bardzo dużo pisałam. Miałam felieton w "Gazecie wrocławskiej", pracowałam w "Twoim Stylu". Przez tych prawie 20 lat zajmowałam się naprawdę wieloma rzeczami.

Czy jest coś, co denerwuje panią w tej pracy, w popularności?

Praca w telewizji ma swoje plusy i minusy. Mówi się dużo o utracie prywatności. Natomiast, jeżeli wyznaczy się pewne granice, to przynajmniej u nas w Polsce, nie są one przekraczane. Niektóre rzeczy mnie denerwują, niektóre rzeczy wolałabym zachować tylko dla siebie. Ale bylibyśmy hipokrytami, gdybyśmy mówili, że zainteresowanie mediów nie jest nam potrzebne. Ono jest potrzebne, żeby podnieść oglądalność programów, w których pracujemy.