W dziele Tomasza Manna słowo "Lubeka" nie pada ani razu, ale właśnie to miasto jest głównym drugoplanowym bohaterem "Buddenbrooków", za którą to książkę pisarz otrzymał w 1929 r. literacką Nagrodę Nobla. Dzieje bogatej rodziny kupców zbożowych osadzone są w licznych szczegółach, po których bez trudu można poznać topografię tego północnoniemieckiego miasta. Mann, choć nie wymienił go po imieniu, zachował autentyczne nazewnictwo ulic i wiernie oddał opis ważniejszych budowli. Włącznie z domem Buddenbrooków, który był domem rodzinnym jego samego.

Oni wszyscy żyli naprawdę

Dominus providebit – niech Bóg ma ten dom w swojej opiece! Napis tej treści widnieje do dziś na barokowej fasadzie kamienicy przy Mengstrasse 4. To właśnie tutaj w połowie XIX stulecia umieścił siedzibę swojej firmy kupiec zbożowy Johann Mann, pradziadek Tomasza. Każdy z bohaterów "Buddenbrooków" ma swoje odniesienie do realnie istniejącej postaci. Większość z nich należała do rodziny Mannów i skoligaconych z nimi Kroegerów. Jako Thomas senior, wnuk Johanna, sportretowany został Thomas Mann starszy, ojciec pisarzy Henryka i jego młodszego brata Tomasza, przyszłego noblisty. Był on nie tylko poważanym w mieście patrycjuszem, lecz także światowcem o artystycznych ambicjach, które przekazał swoim dzieciom. Jak często bywa w interesach prowadzonych przez artystów, Thomas nie potrafił uchronić rodzinnej firmy przed upadkiem. Kiedy w 1891 r. przedwcześnie zmarł, jego rodzina wraz z szesnastoletnim Tomaszem przeniosła się do Monachium. Tam powstali "Buddenbrookowie" i kolejne książki wielkiego pisarza.

Umarł Hanno, narodził się pisarz

Reklama
Mann sportretował samego siebie w osobie Hanno, syna Thomasa, który uczęszcza do miejskiego gimnazjum ulokowanego w starych murach franciszkańskiego klasztoru i jako szesnastolatek umiera na tyfus. Będąc dokładnie w jego wieku, Tomasz Mann opuścił na zawsze rodzinną Lubekę.
Reklama

Odważni i przedsiębiorczy

Zanim założono to miasto, strach było wypłynąć na wody Bałtyku. Panowali tam pogańscy korsarze, którzy ulokowali swoje bazy wypadowe na większych nadbałtyckich wyspach: Ozylii (dziś Saaremaa w Estonii), Rugii i Wębrzy (Fehmarn). Przy okazji warto wiedzieć, że piraci z tych dwóch ostatnich wysp byli Słowianami. Po morzu przemykali jakoś ku ziemiom niemieckim, zapewne opłacając się suto korsarzom, kupcy z ruskiego Nowogrodu i Pskowa. Kiedy niemieckie rycerstwo zawładnęło ziemiami słowiańskich Wagrów i Obodrzyców, niedaleko podbitej Wębrzy założono w 1143 r. Lubekę.

Stolica Hanzy

Miasto błyskawicznie wyrosło na główny port i ośrodek handlowy bałtyckiego basenu. Kilka pierwszych pokoleń lubeckich kupców, będących jednocześnie odważnymi podróżnikami, skolonizowało południowe wybrzeża tego morza. Lubeczanie byli wśród założycieli Rygi i Tallina, dzisiejszych stolic Łotwy i Estonii.



Sława Lubeki wzrosła jeszcze bardziej, gdy stała się ona stolicą Hanzy, potężnego związku kupieckich miast północnej Europy. Na wzór praw miejskich Lubeki ustanowiono statuty Gdańska, Kłajpedy i innych portów bałtyckich. W XIV i XV wieku Hanza była na tyle silna, że potrafiła samodzielnie toczyć wojny z ówczesnymi potęgami europejskimi. Potem jej znaczenie stopniowo słabło. W połowie XVII w. sojusz miast rozwiązano.

Taniec śmierci

Naprzeciwko domu Mannów-Buddenbrooków wznoszą się gotyckie wieże kościoła Marii Panny. Świątynia wielokrotnie wymieniana jest w książce, czytamy o niej już na pierwszych stronach opowieści. Była głównym kościołem lubeckiego mieszczaństwa. Jej wielkie rozmiary i wysokie, strzeliste iglice były symbolem potęgi kupieckiego miasta.
Gotyckie szczyty, które dziś oglądamy, odbudowano po wojnie. Kościół spłonął po nalocie bombowym dokonanym w Niedzielę Palmową, 29 marca 1942 r. Był to pierwszy nalot aliancki na Niemcy. Razem z kościołem i całym miastem runął wtedy w gruzy dom Buddenbrooków.
W pożarze kościoła przepadł "Taniec śmierci" Bernta Notkego, najwybitniejsze dzieło malarstwa późnego gotyku w północnej Europie. Jeśli dziś chcemy obejrzeć coś, co przypomina tamto utracone arcydzieło, musimy pojechać w odwrotnym kierunku, do Estonii. W kościele św. Mikołaja w Tallinie zachował się szczęśliwie drugi "Taniec śmierci" tego samego malarza.
Po wojnie odbudowano kościół, a także dom Buddenbrooków. W 1993 r. otwarto w nim ośrodek kultury.

Język Lubeki i Gdańska

W książkowych dialogach kilkakrotnie pojawia się dialekt plattdeutsch – mowa lubeckiego pospólstwa. Mową tą, jako językiem handlowym, posługiwano się w średniowieczu we wszystkich portach nadbałtyckich.
Plattdeutsch stopniowo wypierany był przez literacką niemczyznę. Gdyby nie Luter i jego tłumaczenie Biblii, Tomasz Mann napisałby swoją książkę właśnie w tym języku. Ale jeszcze w przedwojennym Gdańsku mówiły nim handlarki na Rybim Targu nad Motławą.
W oryginale powieści, pełnej francuskich i angielskich zwrotów lub powiedzonek, znajdziemy też kilka słów polskich. Wypowiada je piastunka i gospodyni domu Buddenbrooków, Ida Jungmann, która do Lubeki trafiła aż z Kwidzyna nad Wisłą.
BUDDENBROOKOWIE | reżyseria Heinrich Breloer | CANAL+ | wtorek, godz. 21.00