Pierwsze cztery odcinki sitcomu "I kto tu rządzi" oglądało niemal 3,4 mln osób. To więcej niż co piąta osoba, która w tym czasie siedziała przed telewizorem (dane AGB Nielsen Media Research). "Bardzo jesteśmy zadowoleni z wyników tego serialu" - mówi DZIENNIKOWI Nina Terentiew, dyrektor programowa Polsatu. Co przyciągnęło publikę? "Dobry scenariusz. Przecież Amerykanie oglądali ten film przez osiem lat" - dodaje reżyser serialu Maciej Ślesicki.

Scenariusz "I kto tu rządzi" powstał na bazie amerykańskiego "Who's the boss" nadawanego w latach 80. i 90. w amerykańskiej telewizji ABC. Wersja zza Oceanu opowiadała o perypetiach bejsbolisty, który z powodu kontuzji dłoni musi zmienić zawód. Dlatego wraz z dorastającą córką wyprowadza się z rodzinnego miasta i zatrudnia w charakterze kury domowej i opiekunki dziecka zapracowanej bizneswoman.

W polskiej wersji bejsbolista jest bramkarzem pierwszoligowego klubu, a wyprowadza się z warszawskiej Pragi, cieszącej się opinią najbardziej szemranej stołecznej dzielnicy, by zapewnić trzynastoletniej córce lepszy start. Trafia do domu zapracowanej pracowniczki agencji reklamowej, gdzie ma się zająć gotowaniem, sprzątaniem i pilnowaniem jej syna.

Serialową parę grają Bogusław Linda, znany m.in. z "Psów" czy "Krolla", i Małgorzata Foremniak, doktor Zosia z serialu "Na dobre i na złe". Maciej Ślesicki przyznaje, że na sukces sitcomu w dużej mierze zapracowali właśnie oni. "Między nimi iskrzy i widzowie to czują" - mówi. Sami aktorzy przyznają, że praca na planie tego serialu była dla nich nie lada wyzwaniem.

"To był nowy sposób grania i inny rodzaj humoru. Ale z odcinka na odcinek coraz bardziej się w tym odnajdywaliśmy" - mówi Małgorzata Foremniak. Bogusław Linda na konferencji Polsatu żartował, że ta nietypowa w jego karierze rola będzie "wielkim wkładem w rozwój polskiego feminizmu".

Podobnie twierdzi jego partnerka. "Siła serialowego przekazu jest ogromna. Przekonałam się o tym jeszcze na planie <Na dobre i na złe>, dzięki któremu udało się przekonać część widowni do tego, że warto poprosić o pomoc psychologa, gdy bliska osoba traci zdrowie lub życie. W przypadku naszego serialu może być podobnie. Stereotyp kury domowej pójdzie w niepamięć" - przyznaje aktorka.

Czy sitcomowi uda się pogrzebać tak silny w Polsce podział ról na typowo męskie i kobiece? "To może być impuls, ale do obalenia stereotypu jeszcze nam daleko" - uważa dr Urszula Jarecka, socjolog z PAN. Zdaniem Ślesickiego i tak najważniejsze w tym wszystkim są uczucia: "To jest tylko pretekst, żeby pokazać relacje damsko-męskie. To jest film o miłości, tylko nieskonsumowanej".

Czy do tego dojdzie? Tego reżyser nie chciał zdradzić.