Państwa Cain, nowojorskich milionerów dotyka rodzinna tragedia: ich syn zostaje porwany. Rodzice przechodzą koszmar, mają wątpliwości, czy informować policję, czy nie, boją się o swoje pozostałe dzieci. Zresztą ich najstarsza córka, Aubrey również zostaje uprowadzona, ale błyskawicznie udaje się ją uwolnić. Do akcji wkracza również prywatny specjalista od tego typu spraw, który niekoniecznie działa zgodnie z prawem, ale za to jest skuteczny. „Porwany” przypomina nieco „24 godziny” – również tutaj liczy się każda minuta. Każdy odcinek pokazuje taki sam okres czasu, w przypadku „Porwanego” każdy epizod to kolejny dzień od porwania Leo. Mamy równie podobny jak w „24 godzinach” sposób prezentowania fabuły, który ma zaskakiwać widza. Kiedy np. Leonardowi udaje się uciec z miejsca, w którym przetrzymuje go porywacz i wybiega na ulicę, dowiadujemy się, że jest przetrzymywany w niezbyt bezpiecznej okolicy w Meksyku i sam sobie tam i tak nie poradzi. Jeśli jednak ktoś lubi seriale akcji, ale uważa nieustraszonego Jacka Bauera, który po raz nie wiadomo który samodzielnie ratuje Amerykę przed zagładą za mocno irytującego, powinien spróbować przekonać się do „Porwanego”. Tu jest tylko jeden główny wątek, poza tym sam fakt, że chodzi o porwanie dziecka, a nie ratowanie kraju/świata powoduje, że jednak jest spokojniej, a wszelkiego rodzaju wstrząsających zdarzeń jest mniej. W zasadzie sprawa z „Porwanym” jest bardzo prosta. Zwolennicy spokojnych, obyczajowych produkcji i tak nie wytrwają dwóch godzin przed telewizorem i prędzej czy później dadzą sobie z serialem spokój. Jeśli ktoś z kolei lubi tego typu trzymające w napięciu kino i seriale, pewnie „wciągnie się” i będzie śledzić produkcję do bardzo zaskakującego (jak można przypuszczać) zakończenia. I nic dziwnego, bo serial ma niezłą fabułę, dobrą obsadę i jest świetnie zrealizowany.

Reklama