Przyczyna, dla której powstał „Flash Forward” jest jasna. Stacja ABC wkrótce kończy emisję „Zagubionych” i musiała stworzyć coś, co przyciągnie miliony wiernych fanów poprzedniej produkcji. A skoro dla tych samych widzów, to musiało być podobnie.

Przypomnijmy, że wyjściem fabuły serialu jest moment, kiedy to wszyscy ludzie na świecie tracą przytomność i widzą to, co zdarzy się za pół roku. Z powodu chwilowego braku przytomności spadają samoloty, pacjenci umierają na stołach operacyjnych, świat pogrąża się w chaosie. Poza tym pojawia się pytanie, czy wizje przyszłości, jakie widzieli ludzie są prawdzie? Skąd się wzięły? Do czego to wszystko prowadzi?

Podobieństw „Flash Forward” do „Zagubionych” jest całe mnóstwo: serial rozpoczął się od wydarzenia, które całkowicie odmieniło życie bohaterów, czyli przebłysku jutra, tak jak „Zagubieni” od katastrofu samolotu. Są ci sami aktorzy: Dominic Monaghan, oraz Sonya Walger. Są też zupełnie nie dające się wyjaśnić drobiazgi, jak kangur skaczący po ulicach miasta, tak jak na tropikalnej wyspie w „Zagubionych” pojawiał się niedźwiedź polarny – dowiedzieliśmy się, skąd się tam wziął dopiero po obejrzeniu kilkudziesięciu odcinków. W końcu samo pojęcie „przebłysku jutra” również wywodzi się z „Zagubionych” – to tutaj jeden z bohaterów, Desmond, miewał takie wizje.

O ile wymienienie podobieństw nowego serialu do „Zagubionych” jest dziecinnie proste, znacznie trudniej jest wskazać elementy, które wyróżniałyby nową produkcję i czyniły ją wyjątkową. Niestety, ale „Flash Forward” wydaje się być produktem zimnej kalkulacji, której celem ma być przyciągnięcie fanów „Zagubionych”. Czy się uda? Wątpię. Produkcja „Zagubionych” wiązała się z ryzykiem – serial przedstawiał jeden z najbardziej ogranych motywów w historii kina i telewizji: katastrofę, w wyniku której ludzie trafiają na bezludną wyspę. Potem doszły do tego przechadzające się po wyspie polarne niedźwiedzie, tajemnicze szepty, samoloty łamiące się w locie na pół i podróżowanie w czasie – trzeba przyznać, że brzmi to dość ryzykownie. Tymczasem „Flash Forward” to pewniak, który nie może nie spodobać się publiczności. Niestety, „pewniak” zapowiada się znacznie słabiej właśnie dlatego, że brak mu polotu, scenariusz sprawia wrażenie bardzo bezpiecznego, pozbawionego wszelkich „dziwactw”.

Nie chodzi o to, że „Flash Forward” jest produkcją złą. Jestem przekonana, że ten serial nie raz wbije widzów w fotel, zaskoczy, sprawi, że będziemy się głowić o co chodzi i co będzie dalej. Jeśli ktoś przegapił premierę na AXN, powinien koniecznie obejrzeć emisję powtórkową, by dać szansę tej produkcji. Serial jest dobry. Problem polega na tym, że po bardzo szumnych zapowiedziach, można było oczekiwać znacznie więcej. Na razie nowa produkcja bardzo dobrze radzi sobie w amerykańskich rankingach oglądalności, wiemy już, że stacja ABC wyprodukuje cały pierwszy sezon. Czy jednak serial będzie radził sobie na tyle dobrze, by powstało pięć, lub sześć sezonów? Jeśli tak się stanie, a we „Flash Forward” nie pojawi się nic, co bardzo wyraźnie odróżniłoby serial od „Zagubionych”, ciężko będzie przez nie przebrnąć.







Reklama