Anna Sobańda: W jednym z wywiadów powiedział pan, że rękami i nogami broni się przed serialami. Dlaczego dał się pan namówić na "Odwróconych 2"?

Mirosław Zbrojewicz: Nie przed wszystkimi serialami się wzbraniam. Jeśli dobrze pamiętam, miałem wówczas na myśli ciągnące się latami tasiemce, ponieważ nie czuję się gotowy, żeby związać się z jakąś produkcją na tak długo. A o tym, czy przyjmę rolę w serialu, decyduje scenariusz. Pierwsze wrażenie, jakie zostaje po jego lekturze, jest decydujące. W przypadku "Odwróconych" przeczytałem wszystko jednym tchem i nie miałem żadnych wątpliwości

Reklama

Nie obawiał się pan takich głosów, że wracanie do produkcji sprzed 12 lat, to przysłowiowy odgrzewany kotlet?

Nie miałem takich obaw. Z tego co pamiętam, pierwszy sezon był inny, niż kontynuacja. Ze scenariusza 2. sezonu wynikało, że będzie to raczej serial gangstersko obyczajowy. Akcenty są trochę inaczej rozłożone, niż w pierwszej serii. Relacje między bohaterami będą ważne, ale wciąż jest to film gangsterski. Historia i intryga pozwala wyczekiwać wielu niespodziewanych zwrotów akcji.

Reklama

Wciela się pan w postać szefa ochrony świadka koronnego, którym został Blacha. Czy Skucha to zimny profesjonalista?

On musi być zimnym profesjonalistą, jego praca wymaga od niego takiej postawy. Z Blachą związany jest od kilku lat, zna wszystkie jego słabości i nie robią one na nim większego wrażenia. Jedynym, zasadniczym zadaniem mojego bohatera, jest obronić świat przed Blachą.

Tymczasem Blacha sądzi, że Skucha jest jego przyjacielem

Tak, ponieważ Blacha dochodzi do takiego momentu w swoim życiu, że nie ma już przy sobie nikogo, tylko tego Anioła Stróża Skuchę. Próbuje nawiązać jakąkolwiek relację z kimś, kto jeszcze przy nim pozostał. Z punktu widzenia Skuchy o przyjaźni mowy być nie może, aczkolwiek niewątpliwie mój bohater ma ogromną słabość do tego zbója.

Jak my wszyscy. Czy pracując nad tą rolą rozmawiał pan z ludźmi pracującymi w takich służbach, jak Skucha?

Reklama

Nie, nie musiałem tego robić, ponieważ w scenariuszu moja rola była tak napisana, że nie miałem żadnych pytań. Poza tym, ekipa, która robiła ten serial 12 lat temu pracowała również przy kontynuacji i doskonale wiedziała, kto jest kim i dlaczego, więc mogłem im zaufać.

Jak ta ekipa przyjęła pana na planie?

Znakomicie. Wejście w ten zespół nie sprawiło żadnych problemów, nie wyczułem żadnych barier. To są w dużym stopniu moi koledzy z dawien dawna. Z Robertem Więckiewiczem znamy się od lat, graliśmy razem w teatrze, byliśmy sąsiadami, zrobiliśmy wspólnie wiele rzeczy, zarówno mądrych, jak i głupich.

Sądzi pan, że "Odwróceni" doczekają się kolejnych kontynuacji?

Oczywiście różnie to bywa, czasem okoliczności powodują, że mimo iż ktoś bardzo chce, to nie wychodzi. Myślę jednk, że w tym wypadku będzie inaczej bo po tym, co zobaczyłem w pierwszym odcinku jestem bardzo ciekaw, co będzie w następnych.

Jakiś czas temu, w jednym z wywiadów bardzo otwarcie mówił pan o zarobkach w swojej branży, podając konkretne kwoty. Czy oberwało się panu od kolegów za zdradzanie tajemnicy wynagrodzeń?

Jak się zdradzi za dużo, to można oberwać, ale ja nie powiedziałem za dużo. Wiem, że gadanie o tym, ile kto zarabia jest bez sensu, ale bywa czasem tak, że wyobrażenia na temat tego, ile my aktorzy zarabiamy i co to znaczy, że ktoś się przez chwilę pokaże na ekranie są fałszywe i uważam, że należy je prostować. Dlatego zdecydowałem się podać konkretne kwoty. Nie spotkałem się jednak w związku z tym z żadną krytyką ze strony kolegów.