Kilka dni temu Maciej Orłoś, wieloletni prezenter "Teleexpressu" TVP2, w swoich mediach społecznościowych poparł apel Borysa Szyca i napisał:

Koleżanki i koledzy prowadzący i redagujący programy w TVP! Chyba już nie da rady dalej udawać, że pracujecie nie w tym samym miejscu, w którym lecą „Wiadomości” (...)
Nie jest mi łatwo pisać te słowa, gdyż w TVP pracuje wielu moich znajomych. Wiem, że wielu z nich zaciska zęby mając pełną świadomość niewyobrażalnej paranoi, która zawładnęła informacją i publicystyką w TVP. Wiem - to wszystko jest bardzo trudne. Ale w pewnym momencie dochodzi się do ściany i trzeba powiedzieć „dość”.

Reklama

Piotr Zelt zaś, wyjawił publicznie, że udzielając komentarza do materiału "Wiadomości" o Kindze Rusin, został oszukany. Ponoć wypowiedzi aktora zostały pocięte i zmanipulowany tak, by wydźwięk jego słów był dokładnie odwrotny od zamierzonego. Zelt dodał, że nie spodziewał się, że w lekkim, lifestylowym materiale, może dojść do tak dużej manipulacji.

Reklama

Beata Tadla ma prosty sposób, jak uniknąć takich sytuacji. Zdaniem dziennikarki, powinno się unikać jakichkolwiek wypowiedzi dla TVP:

Podpisuję się pod apelem Maćka Orłosia. Uważam, że nie należy się wypowiadać dla telewizji publicznej. Jeśli już, to [należy] korzystać z programów na żywo, oczywiście, licząc się z tym, że zakrzyczą nas pozostali goście, odpowiednio sformatowani, a także dziennikarz przychylny tym gościom. Ale przynajmniej jest szansa, że wypowiemy coś na żywo i nikt tego nie wytnie... Jeżeli zgadzamy się na wypowiedź, która będzie później wypuszczona w formie krótkiego fragmentu, to rzeczywiście lepiej tego unikać. Nigdy nie wiadomo, w jaki kontekst się trafi, w jak sugestywne ramy nas wpiszą. Tego bym radziła unikać - powiedziała w rozmowie z Plejadą.