Grzegorz Łapanowski dał się poznać publiczności jako kucharz najpierw programu "Dzień dobry TVN", a obecnie "Pytanie na śniadanie". Na swoim koncie ma także telewizyjną produkcję "Ł'apetyt" oraz kilka kulinarnych książek. Jest również założycielem, pomysłodawcą i prezesem fundacji Szkoła na Widelcu, która działa na rzecz poprawy jakości żywienia dzieci w szkołach i przedszkolach.
Spędzając wakacje nad polskim morzem Łapanowski zwrócił uwagę na wszechobecną tandetę:
Folia, tektura, pianka, polbruk, wiata, szyld, neon, słomka, stragan, tacka, frytura, flagi i płachty. Non stop, w kółko, na okrągło. Nie wiem gdzie jestem, bo przestrzeń publiczna, zlewa w jeden tandetny, tymczasowy obraz. Niczym tabor targowy, stragan przy stadionie dziesięciolecia, chiński bazar. Regionalizm, architektura, design – to prawie nie istnieje. Jest za to Pepko, Polo Market, Żabka, Biedronka i Netto. Jest jakaś niekończąca się ilość piwa w puszcze i plastiku, frytek, ryby nie wiem skąd i totalny architektoniczny chaos. To jak nowotwór oczu, upadek urbanizmu, kataklizm architektury i ugór kultury.
Źle mi z tym, bo nie lubię narzekać, ale mam wrażenie, że przez tydzień, który spędziłem nad polskim morzem na palcach jednej ręki zliczyłbym ludzkie twory, które uznałbym za piękne.
Popularny kucharz zauważa także, że w dobie nagłaśniania problemu zalewania Ziemi plastikiem, do nadmorskich kurortów apele ekologów zdają się nie docierać:
Powietrze pachnie tymczasowością. Darmowe serwetniki i parasolki od browaru, kubki plastikowe, bo turystów jest taka masa, że nie ma sensu ich myć (podobno, mimo, że zaplecze jest). Za drogo. Ma być tanio. Dużo. Szybko najlepiej.
Jak myślę o tej skali, ilości przemysłowych kurczaków, świń, frytury z oleju palmowego, gotowych miksów do gofrów, gotowych polew i jednorazówek to nie mam nadziei. Policzmy. Pani ekspedientka w barze mlecznym powiedziała mi, że samego kompotu w plastikowych kubkach wydają 60 litrów dziennie. To jest 300 kubków dziennie. Razy 30 dni to jest 9000 sztuk. Razy 4 miesiące sezonu – 36 000 sztuk. Razy 50 lokali w miejscowości - 1 800 000 razy 30 miejscowości nadmorskich – to jest ponad 50 milionów kubków w sezonie. A gdzie są słomki, talerzyki, wszystkie napoje są tu sprzedawane w plastikowych butelkach, reklamówki w sklepach. A ja mówię o morzu. Co z górami i jeziorami. Skala. To jest przerażające. Nie wiem co powiedzieć. Modlić się i wierzyć. Inwestować w edukację. Spalarnie, segregację, i transformację rynku opakowań. Sens mają globalne i lokalne polityki na rzecz rozwoju turystyki w oparciu o jakość i dbałość o środowisko, nie tylko cenę.
Łapanowski uważa, że to, jak wyglądają nadmorskie kurorty to efekt przywiązywania zbyt małej wagi do rozwijania w obywatelach poczucia estetyki:
Kiedy nam się to wymknęło? Cośmy przeoczyli? (...)
Estetyka to inwestycja, dzięki niej chce się wracać (byłeś/aś we Włoszech? Wiesz to). Tak jak jakościowa gastronomia i produkty zachęcają by tęsknić za smakiem wspomnień. Przy takiej skali, potrzebny jest plan inaczej chaos pożera codzienność, ulice, nabrzeża i promenady. Dyktatura taniości i rytm discopolo zabija aspiracje i sens dążenia gdziekolwiek. Bo po co? A co Ci przeszkadza? O co Ci chodzi? Burżuj się znalazł… brzęczy mi w głowie wyimaginowany komentarz. "Piwa byś się napił. Co to zmieni. Daj na luz. Każdy musi zarobić. Kurort to kurort. Zawsze tak było."
Teraz rozumiem sens zajęć z estetyki w duńskich szkołach. Teraz rozumiem sens plastyki w szkole, muzyki, zajęć praktyczno-technicznych, porządnych szkół zawodowych, które kształciłby Mistrzów/Mistrzynie rzemieślnictwa. Rozumiem sens inwestycji/wydatków na kulturę, sens sztuki. Sens budowania monumentalnych i szalonych budynków jak Hiszpanie, funkcjonalnych jak Skandynawowie. Nie rozumiem tanich tymczasowych wiat i kultury jednorazowości w świecie zalanym śmieciami.
Na zakończenie swoich długich rozważań dodał, że zamierza wracać nad polskie morze, choć wie, że nie będą to łatwe wizyty.