Wraz z kolegami i koleżankami z Nowego Teatru, Jacek Poniedziałek odbył podróż do Meksyku. I podczas, gdy Maja Ostaszewska w swoich mediach społecznościowych zachwycała się krajobrazami i kulturą tego kraju, jej kolega po fachu opisał bardzo nieciekawe przygody, jakie go spotkały:

Reklama

Meksyk - never again! Najpierw cię okradną ze wszystkiego co masz w cywilizowanej z wyglądu restauracji, gdzie niestety nie ma szatni, więc trzymasz torbę czy plecak przy stoliku, a gdy odwrócisz na chwilę wzrok, okazuje się, że straciłeś laptopa, paszport, dowód, karty płatnicze, gotówkę i masę innych rzeczy; potem pomimo twoich próśb i gróźb dowiadujesz się, że nie ma możliwości odtworzenia zapisu monitoringu, a jeśli się uprzesz to każą ci przyjść innego dnia; którego okazuje się, że jest zamknięte, mijają zatem kolejne dwa dni i gdy w końcu masz szczęście zastać menadżera, on uznając cię za intruza, króry już dawno powinien był wyjechać, z wielką łaską umawia się z tobą, że pokaże ci zapis za kilka godzin.

Na tym jednak trudności, jakie musiał pokonać Jacek Poniedziałek się nie skończyły:

z resztką pożyczonych pieniędzy bo przecież nie masz już żadnych kart ani gotówki docierasz na lotnisko z tymczasowym paszportem i tam zgłaszasz się do Immigration, żeby ci wyrobili zastępczy formularz wyjazdowy, który też był w paszporcie, a oni cię wściekłym tonem równoważnikami angielskich zdań informują, że w zeznaniu z policji wypełnonym przez jej pracownicę po hiszpańsku i podsuniętym ci do podpisania stoi jak byk, że nikt ci nic nie ukradł - tylko sam zgubilłeś, wobec czego musisz zabulić 500 peso (100 zł); kiedy tłumaczysz, że nie mozesz zapłacić, bo jako ofiara kradzieży nie masz czym ani jak wypłacić, pani mówi, że muszę, bo inaczej nie dostanę nowego formularza i mnie nie wypuszczą z tego raju.

Reklama
Reklama

Na szczęście aktor trafił na polskich dyplomatów, którzy pomogli mu wydostać się z Meksyku. Ku swemu zaskoczeniu odkrył, że zarówno ambasador, jak i konsul, którzy okazali mu takie wsparcie, zostali mianowani przez obecny rząd, tak zaciekle krytykowany przez Poniedziałka w wielu wywiadach:

Trwało to jeszcze trochę i jeszcze sporo się wydarzyło, ale już teraz krótko: uratowali mi tyłek dwaj polscy dyplomaci. Świeżo mianowani. Pół chyba roku temu. A zatem z obecnego rozdania politycznego. Pan ambasador Maciej Ziętara i Pan konsul Tomasz Myśliwiec. Najpierw bardzo szybko wyrobili mi paszport, a gdy w sidłach lotniskowej urzędniczej biurokracji przeżywałem męki Józefa K. nie tylko wspierali radą przez telefon, ale też wykonali kilka dyplomatycznych rozmów z wszechwładnymi urzędnikami meksykańskiego ministerio, co okazało się na tyle skuteczne, że ostatecznie wyjechałem z tego piekła cały i zdrowy. Obydwu Panom chwała. I wielkie dzięki.