Na swoim profilu na Facebooku Szymon Hołownia zamieścił długi wpis, w którym wraża swoje oburzenie na coraz częstsze przemówienia polskich polityków w kościołach. Pod zdjęciem premiera Mateusza Morawieckiego napisał:
To wspaniałe, że premier rządu, chrześcijanin jak ty i ja, chodzi do kościoła. To jednak ciężka patologia, gdy premier - jako premier - w tym kościele przemawia. Premier, prezydent, minister, poseł, sprzedawca wycieczek, akwizytor śmiejżelków. Morawiecki, Komorowski, ludowiec czy kukizowiec, nie ma znaczenia. Bo w polityce partyjnej - a taką mamy i kochamy - polityk to zawsze sprzedawca. I w kościele nie głosi kerygmatu, a przemawia do elektoratu. Głosi nie Zmartwychwstałego, a swoją partię, jej ideologię i siebie. A ja idąc na Eucharystię, idę do Jezusa, nie do salonu sprzedaży, na partyjny event, na państwowe akademie. Świat nim nie jest (a szkoda), ale tu jest rezerwat Ewangelii.
Hołownia cieszy się, że wielu duchownych stroni od polityki, ubolewa jednak nad tym, że nie wszyscy:
Niektórzy jego przedstawiciele nie mogą się oprzeć przed myślą, że ołtarz to ich prywatne ranczo, na które mogą zaprosić bohaterów swoich ulubionych seriali, zrobić sobie z Eucharystii domówkę dla fanów.
Dziennikarzowi nie podoba się także bliski związek polskiego Kościoła z myśliwymi:
Idąc do kościoła - któregokolwiek, gdziekolwiek - nie chcę się zastanawiać, czy akurat dziś spotkam tam politycznego domokrążcę, wpadnę w pole rażenia nawiedzonego kibola (nawet jeśli ubrał sutannę). Czy dajmy na to gościa z truchłem jakiegoś stworzenia, przekonanego, że Dobra Nowina (którą Jezus nakazał głosić „całemu stworzeniu”), nakazuje zabijać lisy i przynosić je Panu i On się wtedy cieszy, bo nic go tak nie cieszy jak dobrze strzelony, martwy lisek (On jest takim miłośnikiem życia, że tylko przez przypadek tych lisów od razu nie stworzył martwych). Bo ja na przykład wolę lisy żywe i widok takich umajonych truchełek w kościele obraża moje uczucia religijne bardziej niż siedem Nergali, bo nie szydzi z Ewangelii, co ją wypacza.
W swoim kolejnym poście Szymon Hołownia dodaje, że rozłam polityki od Kościoła powinien być obustronny:
Marzę też o polityce wolnej od bezpośredniej obecności w niej Kościoła. Nie tylko od patologii w rodzaju finansowo - medialnych gier ojca Rydzyka z rządem. Bo nie rozumiem też np. Eucharystii w roli okrasy państwowych obchodów. Nie rozumiem Mszy na inaugurację kadencji prezydenta - Kaczyńskiego, Komorowskiego czy Dudy - czy tych przeróżnych pompatycznie oprawianych pielgrzymek. (...) Państwo to wspólnota obywateli, Kościół to wspólnota wierzących. One mogą mieć części wspólne, ale nie muszą. „Polska” to przecież nie osoba, nie córka Mieszka którą ochrzczono w 966 r.,, więc teraz chodzi do Msze i pielgrzymki. Polska to ludzie, tacy i siacy. Lubiłbym by się nawrócili, ale jak mogę w ich imieniu zawierzać się Bogu, wyznawać wiarę, skoro oni jej nie mają? Jak mogę a kolejny niemały problem - wysyłać na Mszę żołnierzy, na rozkaz?
To nie średniowiecze, gdy ciało króla było też trochę Bożym ciałem. Żyjemy w XXI wieku, w warunkach polityki partyjnej (takiej chcemy.) Partia to bowiem - z łacińskiego - część, a katolicki - to z greki - powszechny. „Katolicka partia” to więc oksymoron. W naszym systemie nawet premier i prezydent - najwyżsi reprezentaci państwa - nie reprezentują dziś narodu, a de facto nikogo poza swoim elektoratem
Na zakończenie dziennikarz deklaruje, że takie poglądy ma od dawna i apeluje, by nie robić z Kościoła targowiska:
I - na koniec - nie, nie obudziłem się dzisiaj. Ja już kilkanaście lat temu, za AWS-ów i ZChN-ów z pięć razy pisałem ten sam tekst: przed wejściem do każdego kościoła powinien stać ktoś, kto nie wpuszcza gości z transparentami, czynnych polityków na służbie. Oni zawsze lgnąć tam będą, bo oni zawsze lgną do miejsc, gdzie zbierają się ludzie, bo to potencjalny elektorat (...). Bo to, co wyraźnie widać po każdych literalnie wyborach - zwykli sprzedawcy, a nie zastęp ideowych zuchów.
Których po raz kolejny proszę - nie róbcie z Domu mojego Ojca targowiska. Kraj zabieracie mi regularnie, Kościoła zabrać mi nie pozwolę