W felietonie opublikowanym w "Tele Tygodniu", Ilona Łepkowska podzieliła się z czytelnikami swoimi spostrzeżeniami na temat "Hipnozy".

Nie znoszę, kiedy ktoś próbuje mi wmówić, że coś, co jest czystą manipulacją, jest prawdziwe. A tak czułam się, oglądając "Hipnozę". Wiem, że można kogoś zahipnotyzować. Że stosuje się hipnozę, by odzwyczaić np. od palenia. Ale wiem też, że wprowadzenie kogoś w stan hipnozy wymaga specjalnego skupienia. Nie odbywa się to w ten sposób, że hipnotyzer mówi "śpicie" i my zasypiamy Dlatego to, pożal się, Boże, widowisko było czymś, co jak mówił w "Ojcu chrzestnym" Michael Corleone, obrażało moją inteligencję.

Reklama

Łepkowska zastanawia się także, jak to możliwe, że Edward Miszczak uznał taki program za wart wyprodukowania:

Czy kierownictwo stacji uznało, że to będzie hit? (...) czy Edward Miszczak śmiał się do rozpuku, kiedy oglądał pierwszy raz zmontowany program? A może skoro już kupiono licencję ("Hipnoza" oparta jest na zagranicznym formacie), zatrudniono ekipę, wybrano uczestników, to brnięto w to dalej, licząc, że ludzie to kupią?