Informacje o rozwodzie Beaty Kozidrak były prawdziwą sensacją, bowiem przez lata gwiazda i jej mąż uchodzili za świetnie zgraną parę zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Teraz piosenkarka próbuje odnaleźć się w roli singielki, co jak zapewnia, wcale sprawia jej trudności:
Jestem kobieta wolną, bo sama podejmuję decyzje o swoim życiu, zarówno prywatnym jak i artystycznym. Przez ostatnie dwa lata moje środowisko się zmieniło, poszerzyło. Na początku znałam tu niewiele osób. To też jest moja forma wolności, że żyję tak jak chce, z tymi, którzy mnie szanują, lubią, kochają. Chcę umówić się ze znajomymi na kolację czy drinka - nikt mnie nie ogranicza. Mam wiele koleżanek, które po nieudanych związkach są tak zranione, że nie potrafią zaufać, nie chcą kolejnych rozczarowań. U nas o wielu sprawach się nie mówi, albo mówi się zdecydowanie za mało. Rozumiem lęki kobiet i chciałabym im przez swoje teksty powiedzieć, żeby się nie bały. Nie należy wmawiać sobie: już tyle przeżyłam i nic mnie w życiu nie spotka, albo: za późno na zmiany i lepiej niech zostanie tak, jak jest. Ludzie tkwią w małżeństwach bez przyszłości. Pomyślmy - przecież nie żyjemy dwa razy - ile czasu nam jeszcze zostało? - powiedziała w rozmowie z magazynem "Pani"
Kozidrak przyznała także, że nie potrafiłaby udawać, że w jej małżeństwie wszystko jest w porządku:
Nie toleruję braku lojalności i kłamstwa. Kiedy komuś, nieważne - kobiecie czy mężczyźnie - zaufam, otworzę się przed nim i ten ktoś to wykorzystuje. Przeżyłam coś takiego. To dla mnie bardzo bolesne. Ale nie ma takiej możliwości, bym, wiedząc o czymś przykrym, nie powiedziała, co mnie boli, tłumiła to w sobie. Uważam, że nie wolno zamiatać problemów pod dywan, bo szybko zaczyna się robić nieciekawie i potem okazuje się, że nie ma już czego naprawiać.