Barbara Kurdej-Szatan o swoich zmaganiach z boreliozą opowiedziała w rozmowie z wideoportalem.pl. Aktorka po dniu zdjęciowym w warszawskim parku zorientowała się, że ma na ciele małą, czarną kropkę. Nie sądziła jednak, że to coś niepokojącego, ponieważ jak twierdzi, kropka była maleńka i nie przypominała kleszcza. Kłopoty zaczęły się kilka miesięcy później:

Reklama

Pojawił się obrzęk na ramieniu, bolał mnie punktowo mięsień. Po pewnym czasie to się zrobiło czerwone i zaczęło swędzieć. Poszłam na pogotowie, a tam powiedzieli mi, że to alergiczne i dostałam lek ze sterydem. Obrzęk zszedł z jednego miejsca, ale pojawił się w innym, a później jeszcze kolejny. Pomyślałam, że to dziwne i zrobiłam badania krwi. Okazało się że wyniki były dobre, bo borelioza nie wychodzi w zwykłych badaniach krwi. Ponieważ obrzęk znów się pojawił, tym razem na szyi, poszłam do szpitala zakaźnego w Warszawie.

Niestety lekarz, który przyjął Basię Kurdej-Szatan, nie dopatrzył się w jej objawach niczego niepokojącego, o co aktorka ma uzasadnione pretensje:

Pozdrawiam pana lekarza, który mnie wypuścił stamtąd, nie zlecając żadnych badań. Tymczasem wędrujący po ciele obrzęk to podstawowy objaw boreliozy, którego nie powinno się zlekceważyć. Lekarz powiedział jednak, że skoro badania krwi mam dobre, to pewnie alergia, albo przemęczenie organizmu. Łaziłam z tym więc przez kolejny rok, a mogłam to już wtedy zacząć leczyć, gdyby mi debil zlecił jakieś badania - denerwuje się aktorka.

Właściwą diagnozę Kurdej-Szatan postawiła sobie sama, a pomogła jej w tym pani ginekolog:

Kiedy przyszło kolejne lato, zupełnie przypadkiem w jakiejś gazecie przeczytałam artykuł o kleszczach i boreliozie. Wyczytałam objawy, i pomyślałam, że się zgadza. Byłam u mojej lekarki ginekolog, powiedziałam jej o objawach i ona wiedziała, jakie powinnam zrobić badania, jakie testy, gdzie wysłać wyniki. Ginekolog wiedziała, a w zakaźnym nie wiedzieli.

Mimo długiego okresu leczenia, gwiazda wciąż nie wyleczyła się z boreliozy:

Trafiłam do lekarza, który mi to przystopował. Wyniki mam dalej dodatnie, ale czuję się dobrze. Muszę to całe życie kontrolować, ale przynajmniej wiem o tym. I mówię o tym dlatego, że sama dowiedziałam się z gazet i internetu. Przestrzegam wszystkich, żeby nie lekceważyli tego.