Jerzy Zelnik: To nie ja donosiłem, tylko "on"

Jerzego Zelnika zlustrowała dwa tygodnie temu "Gazeta Wyborcza". Dziennikarze dotarli do dokumentów IP z których wynika, że aktor podpisał zobowiązanie o współpracy z SB w 1963 lub 1965 roku. Aktor miał zostać pozyskany na zasadzie "dobrowolności", ponieważ wierzył w socjalizm. Jego kontakty z Służbami Bezpieczeństwa prawdopodobnie zakończyły się w 1968 roku.

Reklama

Do doniesień "GW" Jerzy Zelnik odniósł się w rozmowie z TVN24. Aktor nie zaprzeczył, że współpracował z SB. Stwierdził jednak, że z tym młodym człowiekiem, jakim był podpisując zobowiązanie, dziś nic go już nie łączy:

W polityce siedzę od dziecka, a w 1968 r. byłem innym człowiekiem. Trzeba mieć troszkę wyrozumiałości dla młodego człowieka. Dla mnie to "ten Zelnik", a nie "ja Zelnik". To inny człowiek, inna formacja duchowa, inne doświadczenie polityczne. Wtedy seks mi zaślepiał oczy i uciecha, że dostałem się do szkoły teatralnej jakimś psim swędem, bo przecież nie zasługiwałem chyba na to i byłem w dodatku od razu nominowany do roli Faraona - powiedział.

Reklama

Zelnik dodał także, że w tamtym czasie uważał, iż zachowuje się jak trzeba, ponieważ głęboko wierzył w ustrój socjalistyczny.

Maciej Damięcki: Współpraca za prawo jazdy

O współpracy Macieja Damięckiego z Służbami Bezpieczeństwa jako pierwszy napisał dziennik.pl. Z akt IPN wynikało, że aktor spotykał się z oficerami SB 76 razy na przestrzeni 16 lat. W raportach funkcjonował jako TW "Bliźniak". Sam Damięcki do sprawy odniósł się w wywiadzie dla tvn24.pl. Przyznał, że podpisał deklarację o współpracy w 1973 roku po tym, jak złapano go na prowadzeniu samochodu pod wpływem alkoholu. By nie stracić prawa jazdy, zgodził się na kontakty z SB. Aktor zapewnił, że relacje, jakie składał podczas spotkań z funkcjonariuszami, nikomu nie zaszkodziły, a on sam ma czyste sumienie. Damięcki zaprzeczył także, jakoby jego współpraca trwała tak długo:

Współpracowałem, ale przez dwa lata, a nie przez 16 - powiedział w rozmowie z tvn24.pl. Z teczki TW "Bliźniaka", która składa się ze 100 stron wynika zaś, że aktor opowiadał funkcjonariuszom SB o swoich kolegach po fachu, między innymi Marku Kondracie, Gustawie Holoubku, Danielu Olbrychskim, Piotrze Fronczewskim. W dokumentach IPN nie ma informacji, jakoby Damięcki za współpracę z SB pobierał pieniądze, był za to wynagradzany upominkami m. in. w postaci drogich alkoholi.

Reklama

Tomasz Dedek: "To był przejaw mojego cwaniactwa"

Do dokumentów świadczących o kontaktach z SB serialowego aktora, Tomasza Dedka, dotarł magazyn "Wprost". Wynika, że do nawiązania współpracy doszło w 1977 roku. Będąc studentem PWST został okradziony w pociągu z bagażu i dokumentów. Kiedy zjawił się na komendzie MO, nakłoniono go do podzielenia się informacjami na temat studiów i kolegów. Z dokumentów wynika, że Dedek donosił między innymi na Jerzego Gudejkę, Krzysztofa Kolbergera i Piotra Grabowskiego. Za współpracę pobierał wynagrodzenie pieniężne.

Sam Tomasz Dedek w rozmowie z "Wprost" przyznał się do współpracy z SB. Aktor nie próbował się tłumaczyć, ani szukać dla swojego postępowania wyjaśnień:

Byłem TW. Pamiętam, że miałem pseudonim "Papkin". Nie zamierzam walczyć z faktami. Zrobiłem podłą i nikczemną rzecz i nie będę szukał dla siebie usprawiedliwienia. To był przejaw jakiegoś mojego cwaniactwa. Dziś uważam, że była to najbardziej obrzydliwa rzecz, jaką zrobiłem – powiedział

Bogusław Wołoszański: Współpracowałem z wywiadem zagranicznym, nie donosiłem

O rzekomych kontaktach Bogusława Wołoszańskiego z SB, 9 lat temu napisała "Rzeczpospolita". Z artykułu wynikało, że znany gwiazdor telewizji własnoręcznie napisał zobowiązanie do współpracy w 1985 roku i wybrał sobie pseudonim "Ben". Funkcjonariusze chcieli, by pełniąc rolę korespondenta zagranicznego w Londynie, szpiegował tamtejszą Polonię, a także brytyjskich dziennikarzy i polityków.

Sam Wołoszański do doniesień "Rzeczpospolitej" odniósł się z w rozmowie z wp.pl. Zaznaczył, że zobowiązanie o współpracy podpisał, ale nie z Służbami Bezpieczeństwa, a z zagranicznym wywiadem, a jego działalność nie polegała na donoszeniu, lecz na sporządzaniu analiz oraz raportów ze spotkań z brytyjskimi politykami i dziennikarzami.

Uważałem, że przysłużę się temu krajowi. Nie donosiłem na nikogo, nie oskarżałem nikogo - zapewniał. Wobec autorów artykułu, Wołoszański zapowiedział zaś konsekwencje prawne.