Anna Sobańda: Od dawna mówiłaś w wywiadach o ślubnych planach, czy w tym roku masz zamiar wcielić je w życie?

Natalia Siwiec: Tak, myślę że nie mamy na co czekać. Ja mam już 32 lata, chcemy mieć dzidziusia, więc planujemy w końcu poukładać swoje życie. To jest taki czas, w którym trzeba zacząć poważnie o tym myśleć.

Reklama

Jeden ślub z obecnym partnerem już jednak miałaś.

Tak, ale biorąc ślub w Las Vegas od początku wiedzieliśmy, że będziemy mieli drugi, tutaj w Polsce. Specjalnie też nie zarejestrowaliśmy amerykańskiego ślubu, ponieważ chcieliśmy zorganizować takie wydarzenie dla naszych rodziców i najbliższych, żeby mogli z nami celebrować moment, będący zwieńczeniem naszej miłości. Jesteśmy wychowani w bardzo tradycyjnych rodzinach, zarówno moi rodzice, jak i rodzice Mariusza są razem od zawsze i wciąż są w sobie zakochani. Ponadto są tradycjonalistami, co i nam zawsze wpajali, dlatego ważne jest dla nas, żeby w tej chwili byli z nami, żeby mamie łezka z oka poleciała. Jednocześnie nie mamy już tego obciążenia, że musi to być taki bardzo nasz dzień. Trudno jest bowiem pogodzić to, by z tego dnia wziąć jak najwięcej dla siebie i jeszcze przejmować się całą rodziną i przyjaciółmi. My już przeżyliśmy nasz cudowny moment i był to jeden z najpiękniejszych ślubów, na jakich byłam. Nie mówię tak, dlatego że był to mój ślub, ale naprawdę ceremonia była magiczna i kameralna. Teraz już nie oczekujemy takiej magii, chcemy żeby to był fajny dzień, bardziej dla naszych bliskich, niż dla nas samych.

Chcesz powiedzieć, że w relacjach damsko – męskich jesteś tradycjonalistką?

Tak, jestem tradycjonalistką. Czasami sama się sobie dziwię. W tym tradycjonalistycznym podejściu do spraw damsko - męskich jestem taka, jak moi rodzice. Z drugiej zaś strony bardzo się od nich różnię, ponieważ jestem głodna świata, uwielbiam podróżować, przeżywać nowe rzeczy, kocham zmiany. W związku zaś lubię ciepło i stabilizację. Dzięki temu mogę skupiać się na innych rzeczach. Nigdy nie była sama. Muszę mieć kogoś bliskiego koło siebie, bo to sprawia, że jestem bardziej poukładana w środku. Ważnym jest dla mnie, by być z zaufaną osobą, z którą mogę porozmawiać, przeanalizować niektóre rzeczy.

Jak duże znaczenie ma dla ciebie sam ślub?

Reklama

Nie przykładam do tego dużej wagi. Mogłabym żyć z Mariuszem bez ślubu, nie miałabym z tym żadnego problemu.

Skąd zatem pomysł na ślub w Las Vegas?

To było bardzo spontaniczne spełnienie dziecięcych marzeń. Lecąc do Las Vegas wpadłam na pomysł, że możemy tam wziąć ślub. Trochę nawet oświadczyłam się Mariuszowi (śmiech). W wielu filmach widziałam śluby w Vegas i zawsze o tym marzyłam. Nie wiedziałam, jak to się odbywa, ale doszliśmy do wniosku, że to zrobimy. Nie chcieliśmy przebierać się za wampiry czy za Elvisa, chciałam, żeby to była tradycyjna ceremonia. Miałam zwykłą suknię, co prawda pożyczoną od przyjaciółki, ale piękną, a Mariusz miał garnitur. Ceremonia była wspaniała, pastor i chłopak, który robił nam zdjęcia płakali, bo powiedzieli, że nigdy nie widzieli tak pięknego ślubu. To wszystko było bardzo spontaniczne, my z Mariuszem całowaliśmy się przez cały czas, nawet jak pastor wygłaszał przemowę, musiał nas powstrzymywać i mówił „jeszcze nie, proszę chwilę zaczekać”, (śmiech). To było bardzo szczere i bardzo nasze. Nie spodziewałam się, że to może być tak niezwykłe przeżycie.

Udało wam się wówczas uniknąć stresu związanego z przygotowaniami do ślubu?

Tak, podeszliśmy do tego na spokojnie. Dla mnie jedynym stresem było to, żeby znaleźć ładny kościółek. Obejrzałam ich wiele i nic mi się nie podobało, bo wszystkie były bardzo tandetne. W końcu natrafiłam na przepiękną, malutką kapliczkę jak z bajki. Później się okazało, że dokładnie w tym samym kościółku ślub brali Angelina Jolie i Billie Bob Thornton.

Porozmawiajmy zatem o sukni, w jakiej pójdziesz do ślubu w Polsce. Czy już jako mała dziewczynka wyobrażałaś sobie tę wymarzoną kreację?

Przez całe życie marzyłam o tym, żeby na jakimś balu być księżniczką i mieć taką wielką, spektakularną suknię. Nigdy mi się to nie udało, zawsze wygrywały przebrania za zwierzątka. Do komunii mama wybrała mi skromną i prostą sukienkę, znów więc nie byłam księżniczką. Dlatego ślub to okazja, by w końcu założyć tę wymarzoną, balową suknię.

Czy udało ci się znaleźć tę idealną suknię ślubną w programie?

Nie mogę zdradzić wszystkiego, ale powiem, że produkcja zrobiła dla mnie naprawdę dużo, ponieważ sprowadzono dla mnie takie sukienki, o jakich marzyłam. Dwie z nich przerosły właściwie moje oczekiwania, były przepiękne. Do końca nie wiedziałam, którą wybrać i do tego dnia wciąż nie jestem pewna, czy podjęłam dobrą decyzję. Najchętniej poszłabym do ślubu w obu.

A czy sama uroczystość też będzie tak wystawna i z pompą jak ślub księżniczki?

Będzie to dosyć duża impreza, bo jest wiele osób, bez których sobie tego ślubu nie wyobrażamy. Z drugiej strony chcemy, żeby była to nasza uroczystość, bez mediów.

Czy po ślubie przyjdzie czas na dziecko?

Oczywiście, dlatego zdecydowaliśmy się na ten ślub. Mam już 32 lata i myślę, że to jest dobry czas na taki krok. Myślimy o powiększeniu rodziny, bo tak długo już jesteśmy razem, jest nam ze sobą dobrze, więc nie ma na co czekać.

Życzę więc powodzenia w ślubnych i macierzyńskich planach.

Dziękuję.