Robert Sowa, podsumowania strat po aferze taśmowej, dokonał w "Dzień Dobry TVN". Okazuje się, że restaurator nie ma poczucia, że jego kariera legła w gruzach:
Pokazy kulinarne które robiłem, robię nadal, trasę letnią również, książkę wydałem. Tak więc pod względem zawodowym za wiele się nie zmieniło, a wręcz się poprawiło. Otworzyłem restaurację N31 w nowym miejscu, na Nowogrodzkiej 3, która cieszy się ogromnym sukcesem. Trzymam za to kciuki.
Tym razem jednak Sowa nie zamierza popełniać błędów z przeszłości:
Nie ma VIP roomu, to jest restauracja otwarta. Nie ma tajnych wejść ani wyjść.
Kiedy Dorota Wellman i Marcin Prokop zaczęli przyciskać, Sowa przyznał, że cała afera odbiła się na jego zdrowiu:
Nie będę ukrywał, że po czerwcu zacząłem ze sobą wozić urządzenie do mierzenia ciśnienia. Gdyby ktoś nie był związany z mediami tak, jak ja, nie byłby przyzwyczajony do tego, że jeden go kocha, a drugi nienawidzi to pewnie rzuciłby się z Mostu Poniatowskiego do wody.
Sowa zapewnił także, że w kontekście afery podsłuchowej nie ma sobie nic do zarzucenia:
Ilość ochrony i panów sprawdzających przed każdym spotkaniem była tak duża, że nawet się śmialiśmy, że jesteśmy strzeżeni niczym Pentagon.