Juliusz Braun, zrażony ponoć chamskim zachowaniem Dody w programie "Gwiazdy tańczą na lodzie", blokował wszystkie jej występy na antenie telewizji publicznej i nie godził się do angażowania jej w żadną produkcję TVP. W ostatnim głosowaniu jednak, rada nadzorcza zdecydowała o zmianie prezesa Telewizji Polskiej i teraz Doda może mieć nadzieję, że te drzwi znów staną dla niej otworem.

Reklama

Być może dlatego właśnie piosenkarka zdecydowała się odnieść do tej sprawy w najnowszym wywiadzie. Jak sama twierdzi, nie przejęła się zbytnio bojkotem ze strony TVP:

Moja praca pozwala mi rozwijać szeroko pojęte uczucie wolności. Nie ma nade mną szefa, bo ja nim jestem. Jedyne konsekwencje, które poniosę, to takie, że będę miała bana w jakiejś tv i to też tylko do czasu, aż zmieni się dyrektor lub panujący obecnie dojdzie do wniosku, że czas porzucić prywatne uprzedzenia i profesjonalnie posłuchać tego, czego chcą widzowie. Ale to dla mnie i tak żadna cena. Zawód muzyka i artysty generuje taki rodzaj niezależności, że nawet najbardziej infantylne rzeczy, które są dla nas sposobem na wyrażenie emocji, potem przekształcają się w naszą sztukę, też stymulują to poczucie wolności. Bo nie musisz siedzieć i klepać pieczątką po raz pięćdziesiąty na papierku w biurze albo wynosić szklanek z gabinetu prezesa, do których i tak plujesz, tylko wymyślasz, że np. tym razem wjedziesz na scenę na kotwicy. I to jest to! - powiedziała w rozmowie z magazynem "Pride".

Czy nowy prezes publicznej telewizji, którym został Janusz Daszczyński, pozwoli Dodzie wrócić na antenę TVP?