W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", Ewa Kasprzyk zdradziła, że otaczanie się luksusami nie sprawia jej przyjemności:
Życie mnie nakręca. Kocham życie. Ja nie mam celów typu pomnażanie majątku. Owszem, lubię jeździć dobrym, wygodnym samochodem, ale to o mnie nie stanowi. Od dwóch miesięcy nie byłam w sklepie. (...) Zresztą ja nigdy nie lubiłam łazić bez celu po sklepach. Jak potrzebuję, to biorę konkret i już. Bywa, że po sesji fotograficznej kupuję coś, co mi się spodobało. Mam łazić i oglądać wystawy? Bez sensu. Mam tyle ciuchów, że nie ma kiedy ich nosić.
Kasprzyk dodała także, że nie należy do grona kobiet, które wydałyby każdą fortunę na kolejną torebkę:
Ja na przykład nienawidzę torebek. Nie rozumiem, jak kobiety mogą się nimi podniecać. Mam jedną torbę i noszę, dopóki mi się ucha nie urwą. Wtedy wymieniam. W ogóle mnie to nie kręci. Nie rozumiem, jak można sobie kupić torebkę za 10 tysięcy. Za to mam cztery wyjazdy do Tajlandii. A najbardziej to mnie kręci jakaś supersprawa, idea. Że ktoś mi pokaże coś innego, że coś odkrywam, spotykam się z fajnym człowiekiem, który ma w sobie jakąś mądrość. Który mi powie, że jestem na przykład zbyt próżna, i ja się nad tym zastanowię. To mnie kręci.
Ciekawe, co o takim podejściu sądzi na przykład Natalia Siwiec, która w jednym z wywiadów wyznała, że wydaje średnio 30 tys. złotych miesięcznie na ciuchy.