W pierwszym wywiadzie udzielonym "Dziennikowi Zachodniemu" po artykułach publikowanych we "Wprost", dotyczących molestowania i mobbingu, jakiego miał się dopuszczać Kamil Durczok (CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>), żona byłego już szefa "Faktów" TVN gorzko mówi o tym, co spotkało jej męża.
- Byłam podwójnie zła. To ja poradziłam Kamilowi, żeby przeszedł do TVN. Bo to była możliwość rozwoju, zrobienia czegoś wartościowego. (...) Ale też nagle się okazało, że ta "rodzinna decyzja" obraca się przeciwko mnie, bo "rodzina Faktów" szybko stała się dla Kamila najważniejszą rodziną. A nasz związek zszedł na dalszy plan - mówi Marianna Dufek-Durczok.
Dziennikarka Telewizji Katowice, która mimo kariery męża nie zdecydowała się na przeprowadzkę do Warszawy, przyznaje, że wybuch afery wokół jej męża był weryfikacją przyjaźni ich obojga. O ile ona znalazła pomoc i wsparcie, o tyle w przypadku Kamila Durczoka - jak mówi - oprócz małej grupki osób cała reszta zapadła się pod ziemię.
Przyznała również, że po wyjściu jej męża ze szpitala, do którego trafił wkrótce po udzieleniu wywiadu w TOK FM (CZYTAJ WIĘCEJ >>>), odebrała telefon "od jednej z ważnych osób z telewizji". Miała ona naciskać na nią, by namówiła męża do podjęcia "pewnej decyzji".
- Ta historia ma właśnie drugie dno, którego dziś jeszcze nie widać. Ale dostrzeżenie go to kwestia czasu - mówi tajemniczo Marianna Dufek-Durczok.
ZOBACZ TAKŻE: Jak ratowali twarz Kamila Durczoka. PR-owiec o kulisach sprawy >>>