Wszystko zaczęło się od tego, że na łamach Gazety Wyborczej, Saramonowicz stając w obronie kandydatki SLD na prezydenta, Magdaleny Ogórek, zaatakował znaną feministkę:

Reklama

Bo pani Środa jest trochę jak ksiądz Oko czy Janusz Korwin-Mikke, tylko w drugą stronę. Dla niej Ziemia też mogłaby być płaska, gdyby zadecydował o tym Kongres Kobiet.

Feministka postanowiła odpowiedzieć reżyserowi na łamach natemat.pl, uciekając się do znanej metody dyskredytowania swojego przeciwnika, czyli udawała że nie wiem, z kim ma do czynienia:

Szczerze powiedziawszy nie wiem, kim jest pan Saramonowicz i trochę szkoda mi czasu na szukanie jego sylwetki w internecie. Dziennikarz? Celebryta? Niedoszły polityk? Nie wiem, ale wiedza ta mnie z pewnością nie ubogaci

Andrzej Saramonowicz nie pozostał Magdalenie Środzie dłużny i swoją ripostę opublikował na Facebooku:

Pomijając inne moje aktywności, pragnę przypomnieć, że przed siedem miesięcy (od września 2013 do marca 2014) co tydzień - jako felietoniści "Wprost" - zamieszczaliśmy obok siebie nasze teksty. Oczywiście nie mam ambicji, by marzyć, że je Pani czytała, ale wydaje mi się, że można się było przynajmniej zorientować, że nasze nazwiska stoją obok siebie na szpaltach i w redakcyjnej stopce. Taka spostrzegawczość - ośmielę się nazwać ją: elementarną - nie przekracza możliwości nawet średnio rozgarniętego umysłu, a co dopiero tak wielowymiarowego, jak ten należący do Pani.

Pragnę przy okazji z całą mocą zapewnić, że również jestem zaprzysięgłym feministą i kocham kobiety z pewnością nie mniej niż Pani.

Natomiast od odpowiadania na inwektywy pod moim adresem zawarte w Pani tekście proszę mnie uprzejmie zwolnić. Odmiennie niż Pani, nie lubię publicznych igrzysk, które mają na celu dowiedzenie, czyj penis dłuższy. By wykazać, jak miękko i po kobiecemu jestem koncyliacyjny, od razu przyznaję, że Pani.