Przypomnijmy, iż wdowa po Marku Perepeczce, która z Witoldem Pyrkoszem występowała na planie "M jak miłość", w rozmowie z "Wprost" powiedziała o koledze z planu:
Nie mógł ścierpieć, że przyjechałam z Australii i od razu zaczęli się mną interesować dziennikarze. Chciałam książkę pisać o serialu, wywiad z nim zrobić, ale zapytał za ile. Poza tym czułam się przy Pyrkoszu jak dzierlatka i to go doprowadzało do szału. On o mnie myślał jak o koleżance ze swojego pokolenia, która ma jedynie prawo reklamować klej do sztucznych szczęk. Naprawdę nie mógł ścierpieć, że nie jestem babuleńką.
Fitkau-Perepeczko stwierdziła także, że jej mąż, który z Witoldem Pyrkoszem grał na planie "Janosika" również nie miał na jego temat zbyt dobrego zdania:
Perepeczko mówił, że Pyrkosz menda był i mendą umrze. Marek umarł prawie dziewięć lat temu, a Pyrkosz żyje.
A co na to wszystko sam Witold Pyrkosz? W rozmowie z "Super Expressem" aktor tak odniósł się do słów koleżanki z planu:
Cha, cha, cha... Nie chcę komentować tego, co powiedziała, ale powiem tylko tyle: pamiętam panią Perepeczko z czasów gdy była jeszcze panią Perepeczko. Smutek ogarnął mą duszę.