Anna Przybylska udzieliła wywiadu do najnowszego numeru magazynu "Gala". Aktorka wyznała, że ostatnie miesiące były dla niej bardzo ciężkie głównie z powodu choroby, jaka spadła na nią niespodziewanie, ale także ze względu na nagonkę medialną, z jaką musiała się w tym czasie zmierzyć:

Reklama

Ja nie będę ukrywała, że tych kilka ostatnich tygodni było strasznych. Ale już trochę ochłonęłam. W moim przypadku stawką jest moje życie. I ja uważam, że to bardzo wysoka cena. To, co się stało w moim prywatnym życiu, tego się przecież nie planuje… Ja nigdy nie byłam tak popularna, nigdy się tyle o mnie nie pisało. Trafiłam na okładki pism publicystyczno-społecznych, mediów, które na co dzień zajmują się polityką. Producenci programów, redaktorzy, wszyscy dzwonili do mojej menedżerki po wypowiedź, po informacje, co się ze mną dzieje. Mimowolnie, bez mojej zgody i wiedzy stałam się chwytliwym headlinem. Dobrym biznesem. I do tego argumentacja, że ja przecież powinnam udzielić wywiadu, że mam obowiązek poinformować czytelników i widzów o swoim stanie zdrowia. Bo ludzie chcą wiedzieć. I ja muszę ludziom powiedzieć, czy jestem chora, czy nie jestem. A jeśli jestem, to mam wręcz obowiązek opowiadać o chorobie, ku pokrzepieniu…. Stawiano mi za przykład znane osoby, które publicznie walczyły z chorobą nowotworową. Padały konkretne nazwiska. Byłam w szoku. Tym bardziej, że to, co mnie spotkało, totalnie mnie zaskoczyło. - powiedziała Anna Przybylska w "Gali".

Aktorka po raz kolejny zapewniła, iż nie zamierza godzić się na to, co z jej prywatnością robią tabloidy:

Nikt nie może mnie bezkarnie nękać pod moim domem i robić mi zdjęć. A to się dzieje. Oni stoją z założeniem: będę czekał tam tak długo, aż zrobię jej zdjęcie, jak jest łysa i się przewraca z wycieńczenia. Przecież o to im chodziło. Bo tabloid napisał, że mam guza. Więc obrzydliwa logika tych ludzi jest taka: no tak, jeśli guz, to rak, a jeśli tak, to chemioterapia, a skoro chemioterapia, to na pewno jest łysa. Ja jeśli nie jest, to zaraz będzie. I będzie news. Mój lekarz prowadzący, doktor Zadrożny, bardzo mądry człowiek, który pamiętał ogromne problemy, kiedy w szpitalu leżał Nergal, nauczony doświadczeniem, całą moją dokumentację objął klauzulą tajności. Więc skoro nie było informacji prawdziwych to trzeba było sobie je wymyślić. W mediach piszą, że mam raka, zastanawiają się, kiedy umrę, ile czasu mi zostało. Tylko jakim prawem ktoś mnie wciąga w taką sytuację? Ja się temu sprzeciwiam, ja nie chcę w tym uczestniczyć!

Reklama

Czy Annie Przybylskiej uda się wygrać z paparazzi i tabloidami? Mamy obawy, że kolejne wywiady dla kolorowej prasy jej w tym nie pomogą.