Joanna Jabłczyńska na swoim profilu na Facebooku napisała, że wyszła z pokazu mody, na który wcześniej została zaproszona, ponieważ nie miała zamiaru być ignorowana przez obsługę tego wydarzenia. Po tym komentarzu, na głowę celebrytki posypały się słowa krytyki między innymi ze strony Tomasza Jacykowa, który uznał, że gwiazdka zachowała się jak tupiące nóżką, obrażone dziecko.

Reklama

W rozmowie z portalem pudelek.pl, Jabłczyńska wyjaśnia, iż nie rozumie całego szumu wokół tej sprawy, bowiem ona nie zrobiła na pokazie żadnej afery i nie była nawet obrażona:

Śmieszna sytuacja, bo tam nie było żadnej awantury, ja nie wyszłam obrażona, nie wyszłam nawet zła. Wyszłam ewentualnie zażenowana, może nawet lekko rozbawiona całą sytuacją. W około siedmiu miejscach na pokazie, grzecznie musiałam prosić się o miejsce.

Gwiazda "Na Wspólnej" dodała, że kilkukrotnie pytała obsługę, gdzie może usiąść tak, by nie zająć nieswojego miejsca. Niestety za każdym razem była ignorowana, czego nie zamierzała dłużej znosić:

Grzecznie podziękowałam i wyszłam, nie robiąc absolutnie żadnej burdy tam. Postanowiłam napisać o tym na swoim Facebooku, ale nie wiedziałam, że z tego taka afera wyjdzie. Sama byłam zaskoczona.

Reklama

Jabłczyńska wyznała jednak, że najbardziej zdumiały ją reakcje osób, które krytycznie odniosły się do jej komentarza na temat organizacji pokazu:

Patoleta napisał, że to on zajął moje miejsce i był z tego dumny. Jacyków, który na co dzień jest dla mnie bardzo miły, mówi mi po imieniu i sadzi mi komplementy na każdym kroku, nagle w wywiadzie mówi do mnie per "pani" i wysyła mnie na terapię do psychologa, czy też psychiatry. Kompletne szaleństwo. - podsumowała celebrytka.