Światło dzienne właśnie ujrzał fragment książki Marka Raczkowskiego, w którym satyryk mało pochlebnie wyraża się na temat dziennikarki stacji TVN, Anity Werner.
Oglądam na przykład program Anity Werner, której szczerze nie lubię i dość nisko oceniam jej poziom intelektualny - nie mylmy urody z inteligencją. - zaczyna autor.
W dalszej części swojej wypowiedzi, Raczkowski wyjaśnia, dlaczego ma tak krytyczny stosunek wobec Anity Werner i prowadzonych przez nią programów:
Otóż po tym, jak Barack Obama rzucił temat bankructwa Ameryki, Anita Werner zaprosiła do programu dwóch ekonomistów. Jeden, Jankowiak, szef giełdy warszawskiej, drugi Sobolewski, też znany ekonomista. I zadała im pytanie: "Co by panowie zrobili, gdyby znaleźli milion dolarów?". Sobolewski mówi na to, że by zainwestował, ale w trudnych czasach pojawia się pytanie, w co zainwestować. Na przykład złoto niby drożeje, ale... I tak dalej. Na to przerywa mu Jankowiak i mówi: "To ja odpowiem trochę inaczej - od razu bym wydał.". Otóż ja nie widzę wielkiej różnicy między kupieniem złota, a wydaniem. I dalej rozmowa toczy się o kryzysie finansowym na świecie. A ja oglądam i moja wyobraźnia pracuje: że to ja jestem wybitnym ekonomistą i Anita Werner pyta o to mnie. Co bym odpowiedział? Że oddałbym temu, kto zgubił, prawdopodobnie. Bo jeśli znajdujemy coś, co niewątpliwie musiało kiedyś być czyjeś i na dodatek ktoś na pewno za tym czymś bardzo tęskni, to najpierw zatroszczmy się o tego, kto zgubił. To jakaś elementarna zasada jest chyba. Oczywiście w programie Anity Werner ten wątek się nie pojawia. A ja wyobrażam sobie dalej: Anita Werner wychodzi za mąż za milionera, porywają ją porywacze, żądają od jej męża, żeby zapłacił milion dolarów okupu i zostawił go w lesie. On zostawia ten milion w torbie w lesie, a następnego dnia dostaje pocztą palec żony. Bo poprzedniego dnia wieczorem biegł tym lasem polski ekonomista - napisał satyryk w swojej książce.
Czy niezbyt surowo Marek Raczkowski ocenił Anitę Werner?