Tadeusz Müller nie rozumie, dlaczego restauracje muszą być zamknięte, podczas gdy tak radykalne obostrzenia nie dotyczą np. handlu. Restaurator wyjawił również, że chciałby, żeby rząd zmienił swoje założenia i rozpoczął pracę nad nowym formatem funkcjonowania restauracji. Skomentował również ostatnie decyzje Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, który uchylił 21 kar nałożonych na restauratorów przez Sanepid. Jego zdaniem to może być impuls dla tych, którym grozi bankructwo, do tego by otworzyć swoje biznesy.
Przełomowym zwrotem w tej sytuacji jest uchylenie przez Sąd w Warszawie 21 kar przyznanych przez Sanepid. Dało to impuls przedsiębiorcom, restauratorom, którzy znajdują się w najgorszej sytuacji, żeby się sprzeciwić. Jeżeli ktoś ma zadłużenie w czynszu na poziomie 100 czy 200 tys. zł, to dla niego widmo niepewnej kary przyznawanej przez Sanepid, nie determinuje go do tego, by dalej być zamkniętym. To jest dobry impuls dla restauracji, które już stoją na krawędzi upadku, żeby się otworzyć. Nie mam nic przeciwko temu. Rozumiem dokładnie to działanie, chociaż nie nawołuję do otwierania - mówi w rozmowie z Plejada.pl.
Nie każdy może jednak otworzyć restauracje. Nie ma gwarancji, że goście do nich przyjdą z racji tego, że są oni ostrożni w tych czasach. Po pierwsze, 90 procent z nich deklaruje, że ma obawy przed wirusem, a po drugie obawiają się mandatów nakładanych za łamanie reżimu sanitarnego. To wszystko sprawia, że otwarcie czy sprzeniewierzenie się nie oznacza, że restaurator zarobi na zapłacenie ewentualnej kary, czy też zarobi po prostu. Zapewne, gdy otworzy się "tysiąc restauracji", to goście zaczną oswajać się z przekroczeniem tej granicy, ale jest to jeszcze niepewne - dodał.
Wyjaśnił dlaczego on sam nie otworzy swojego biznesu.
My rodzinnie prowadzimy cukiernie, które sprzedają na wynos i najważniejsze kwestie, czyli wynagrodzenie dla pracowników jest zapewnione. Musieliśmy jednak dokonać dużych cięć w zatrudnieniu. Prowadzimy sieć restauracji, która generuje duże koszty. Żeby uruchomić restaurację potrzeba kilku tygodni, dlatego, że część pracowników się przekwalifikowała. Osoby te zraziły się do pracy w tym sektorze już pierwszym lockdownem - wróciły w wakacje, ale restauracje zostały zamknięte po raz kolejny. W branży pracowało około miliona osób w Polsce i część z nich ma obawy przed powrotem do gastronomii. Restaurator nie dość, że jest zadłużony, to musi jeszcze wykonać ogromną pracę, żeby jeszcze raz zrekrutować załogę. Należy podkreślić przy tym, że jeśli pojawią się goście, to będą oni wymagać znanej im, perfekcyjnej obsługi. Duża sieć, jak nasza, naraża się więc na skumulowane kary i koszty - wyjaśnił.