Nie od dziś wiadomo, że zwierzęta w Białym Domu, ocieplają wizerunek gospodarza. Pokazują, że w pałacu prezydenckim nie tylko rozgrywana jest wielka polityka, ale toczy się w nim również normalne życie. Z tradycją, która obecna była od 1849 roku właśnie zrywa Donald Trump.
Okazuje się, że obecny prezydent i mieszkaniec Białego Domu miał w przeszłości pudla. O tym, że nie przepadał za czworonogami napisała w swoim pamiętniku jego pierwsza żona – Ivana.

Reklama

Jedynym prezydentem, który tak jak on, nie miał i nie chciał mieć żadnego zwierzaka był James K. Polk, który pełnił funkcję od 1845 roku.
Oprócz nazywanych "pierwszymi psami Ameryki" czworonogów, w Białym Domu mieszkały też m.in. koty, tygrysy, aligatory, owce, barany, czy krowy. George Washington miał osła, którego sprezentował mu król Hiszpanii Karol III, Thomas Jefferson posiadał dwa niedźwiedzie, John Quincy Adams miał jedwabniki i aligatora (prezent od Markiza La Fayette), Martin Van Buren posiadał dwa tygrysy, prezent od Sułtana Omanu, jednak Kongres nakazał oddać je do zoo. Abraham Lincoln hodował m.in. kozy, a o swoim kocie Dixie mówił, że jest sprytniejszy "niż cały jego gabinet".

Rezydujący w Białym Domu przed Trumpem Barack Obama był właścicielem dwóch psów – Bo i Sunny. Rasa ich została wybrana ze względu na alergię jednej z jego córek i dlatego też Obamowie nie mogli wziąć psa ze schroniska. - Wiele psów ze schroniska to mieszańce, takie jak ja - mówił sam prezydent.

Właścicielem całkiem pokaźnego zoo był Theodore Roosevelt. W latach 1901-1909 w Białym Domu mieszkało: pięć świnek morskich, kucyk, kura, jaszczurka, wąż, papuga, mały niedźwiedź, świnia, królik, płomykówka, jednonogi kogut, szczur, borsuk dwa koty, dziesięć psów i hiena. Ta ostatnia była prezentem od cesarza Etiopii Menelika II.

Podczas urzędowania Billa Clintona, w Białym Domu pojawił się kot Socks, dachowiec, którego przyniosła do domu córka Clintonów Chelsea.