Warszawy nienawidzę zimą, a Tel Awiw zimą kocham. Natomiast latem jest tam za gorąco, za to Warszawę wtedy uwielbiam. Cieszy mnie, że mogę bywać tam i tu, kiedy zechcę - przyznaje w rozmowie z "Vivą" znany tancerz. Michał Piróg dzieli się z dziennikarką dwutygodnika swoimi wrażeniami ze swoich licznych podróży do Izraela, a zwłaszcza z niedawnego udziału w paradzie gejów w Tel Awiwie. Nie kryje zachwytu tolerancją i otwartością tego miasta.
Dotąd zawsze miałem przeświadczenie, że parada w Tel Awiwie wygląda tak jak u nas w Polsce. Uczestnicy parady ogrodzeni, otoczeni kordonem policji. I że taka parada trwa krótko, a towarzyszy jej strach, czy nic się nie wydarzy. Raban, hałas, ludzie zza barierek wyklinający uczestników - wylicza. Jednak to, co zobaczył na paradzie, przeszło jego oczekiwania.
Wszystko było tam fantastyczne - opowiada Michał Piróg. - Parada zaczęła się w piątek, ale imprezy trwały już od czwartku. Kluby prześcigały się, kto lepiej zorganizuje miejsce na plaży albo party przed paradą. Dzień wcześniej teatry zmieniły repertuary, a galerie wystawy, prezentując twórców homoseksualistów. Zaproszono dziennikarzy ze świata i najlepszych didżejów. W paradzie wzięło udział 140 tysięcy osób, w tym ponad 100 tysięcy turystów. W porównaniu z tym Warszawa ze swoimi pięcioma tysiącami uczestników wypada blado - ocenia tancerz i choreograf.
Jak dodaje, Tel Awiw jest miastem nowych czasów.
Kilka lat temu zobaczyłem oficjalną reklamę Tel Awiwu, mocno nacechowaną homoseksualizmem. Pomyślałem: dlaczego tak nie może być w Polsce? - opowiada Piróg. - Byli na niej mężczyźni grający w piłkę, zapatrzeni na cudowną kobietę biorącą prysznic, by chwilę potem zapatrzyć się na chłopaka wychodzącego z morza. Napis na filmie brzmiał: "Tel Awiw jest otwarty dla wszystkich" - wspomina.
Jak dodaje, w Polsce uprzykrzają mu życie dwa problemy: pochodzenie i orientacja. Ale w Tel Awiwie nie mógłby mieszkać. - Za daleko miałbym do pracy - mówi Michał Piróg.