Moje życie toczyło się tuż przy lotnisku w Krakowie. Były hangary, granaty, kanały, łuski, świece dymne... - opowiada Zbigniew Wodecki. - Tyle razy dostałem żerdzią w łeb, że to cud, że mówię i wciąż mam swoje zęby, dzięki czemu mogę grać na trąbce - dodaje.

Reklama

W dzieciństwie Wodecki należał do bandy Ułanów, drugą bandą była banda z lotniska.

Naparzaliśmy się kamieniami, kijami... Nocą zakradaliśmy się na lotnisko i kradliśmy z samolotów takie grzybki, był w nich sód - przyznaje muzyk. - Lekko się je nadpiłowywało i w kontakcie z wodą było wielki "bum!" - opowiada o swoich zabawach z dzieciństwa. I jak dodaje, jako dziecko uwielbiał też skoki ze spadochronem zrobionym z koca lub prześcieradła. - To, że żyję, to cud - podkreśla Zbigniew Wodecki.